Włodarczyk w tym sezonie ma za sobą dwa starty. W kwietniu wygrała festiwal rzutów w tureckiej Antalyi wynikiem 73,08 m. Przed tygodniem wybrała się po raz pierwszy w życiu do Kenii; w Nairobi w World Athletic Continental Tour Gold okazała się najlepsza, a jej wynik 78,06 m jest w tym sezonie drugim na świecie.

Reklama

Młot może na treningach nie zawsze latał daleko, ale ja na zawodach potrafię dać z siebie więcej i to jest bardzo dobre. Atmosfera, jaka panowała w Nairobi była niesamowita, mnóstwo kibiców mnie dopingowało i to mnie też poniosło. Swoją drogą nie sądziłam, że mam aż tylu fanów w Kenii i nie wiedziałam nawet, że tu dziewczyny też rzucają młotem, bo Kenijki są mocne w nieco innych konkurencjach. 78 metrów to super wynik jak na początek sezonu. W ten sposób wysłałam do świata sygnał, że jestem, że żyję i trenują. To bardzo dobry prognostyk na najbliższe starty i na mistrzostwa świata - mówiła Włodarczyk.

Cztery dni na safari

Jak przyznała, była to dopiero druga jej wizyta w Afryce. 12 lat temu wystartowała w mityngu w Dakarze.

Muszę przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona. Mając w pamięci tamten start, mogłam się wszystkiego spodziewać. Z drugie strony to był mityng z cyklu World Athletic Continental Tour Gold, a więc wszystko musiało być dopracowane i organizatorzy też się spisali. Po zawodach zostaliśmy w Kenii i pojechaliśmy na cztery dni na safari do Parku Krajobrazowego w Nairobi. To było naprawdę fajne przeżycie, taka odskocznia od codzienności - wspomniała.

Reklama

Nie ukrywa, że wynik w Nairobi mocno ją podbudował i zaostrzył apetyt na jeszcze dłuższe rzuty.

Chciałabym zaliczyć tę ósemkę z przodu, bo ja kocham ósemki... Fajnie byłoby rzucić 80 metrów, bo dawno już nie było tego w moim wykonaniu (po raz ostatni Włodarczyk rzuciła powyżej 80 m w Cetniewie w 2017 roku - 82,87 - PAP). Uważam, że znacznie mocniej przepracowałam ten okres przygotowawczy, jeśli porównam go choćby do ubiegłego sezonu. Tyle że rok temu wracałam po kontuzji, teraz od listopada wszystko przebiegało bez zakłóceń. Mogliśmy też oddać więcej rzutów - wyjaśniła zawodniczka AZS AWF Katowice.

Dausze drugim domem polskiej lekkoatletki

Od 2016 roku Włodarczyk w okresie zimowym przygotowuje się w ośrodku Dausze, który, jak zaznaczyła, jest jej "drugim domem".

Mam tam naprawdę idealne warunki do treningu - ciszę i spokój. Najważniejsza jest pogoda, a w listopadzie, grudniu i styczniu jest ona optymalna - podkreśliła.

Nie ukrywa, że od dawna czuje się już spełnioną zawodniczką. Oprócz trzech złotych medali olimpijskich, ma na koncie m.in. po cztery tytuły mistrzyni świata i Europy, ale wciąż znajduje motywację do dalszej pracy.

Co mnie pcha do przodu? Chęć zdobycia czwartego złota olimpijskiego. To jest dla mnie motor napędowy, tym bardziej, że zostały tylko dwa lata do kolejnych igrzysk. Mam nadzieję, że nic mi nie przeszkodzi w starcie w Paryżu, ale życie pisze czasami swoje scenariusze. Póki co mam motywację i chęć do pracy, gdybym jej nie miała, to bym nie trenowała. W tym roku główną imprezą są mistrzostwa świata w Eugene, mamy też mistrzostwa Europy. Za rok kolejne mistrzostwa świata w Budapeszcie, ale to są tylko przystanki na drodze do Paryża, który tak naprawdę jest już na horyzoncie - stwierdziła.

Włodarczyk trzyma kciuki za polskich żuzlowców

Od niedzieli młociarka do kolejnych startów będzie przygotowywać się w Arłamowie. W czerwcu dwukrotnie wystąpię w Polsce, są też mityngi zagranicą. Ten miesiąc będzie bardzo "gęsty" jeśli chodzi o starty - zaznaczyła.

Przed wyjazdem na zgrupowanie Włodarczyk w sobotę złoży wizytę na PGE Narodowym, gdzie po dwóch latach przerwy odbędzie się Grand Prix na żużlu. Nie od dziś wiadomo, że urodzona w Rawiczu lekkoatletka jest wielką fankę speedwaya.

Od dziecka interesuję się żużlem i często jeździłam na zawody. Na Grand Prix też byłam wiele razy, nie tylko w Warszawie. Zawsze kibicuję Unii Leszno, a w Grand Prix trzymam kciuki za wszystkich naszych zawodników - podsumowała.