Pep Guardiola powiedział niedawno, że perfekcja w piłce nożnej nie istnieje. A potem Manchester City pokazuje występ taki jak ten, nie tylko pokonując, ale unicestwiając 14-krotnych mistrzów Europy, behemota, jakim jest Real Madryt, docierając do finału Ligi Mistrzów - pisze "Daily Telegraph".

Reklama

Gazeta uważa, że sprawa potrójnej korony dla City jest nie tylko otwarta, ale byłoby wielkim szokiem, gdyby jej nie zdobyli. Wskazuje, że to był najtrudniejszy test dla tego zespołu, prawdopodobnie największy mecz, jaki rozegrali od czasu przeprowadzki na stadion Etihad, i okazali się "majestatyczni".

To jest futbol na innej płaszczyźnie. To futbol z innej planety, zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy żadna drużyna na świecie nie mogłaby sobie z nimi poradzić. Real został rozerwany na strzępy i nawet z ich niesamowitą mocą powracania do życia wiedzieli, że gra się skończyła - ocenia "Daily Telegraph".

Reklama

To był magiczny wieczór, w którym Manchester City wyglądał królewsko, a Real Madryt wyglądał na pretendentów, upadłych mistrzów, prawie niedzisiejszych graczy. Dwukrotnie Bernardo Silva, gol samobójczy Edera Militao i trafienie Juliana Alvareza na koniec dokonały spustoszenia, ale wynik mógł być jeszcze wyższy. City kompletnie ograło Real, awansując do finału Ligi Mistrzów przeciwko Interowi Mediolan 10 czerwca - opisuje "The Times".

Dziennik pisze, że City pojedzie do Stambułu pełne szacunku dla swojego byłego napastnika, Edina Dzeko, ale bez żadnego strachu, bo zasłużenie - ze względu na formę i klasę - będą faworytami. Dodaje, że to może być już dla nich mecz o potrójną koronę.

Reklama

Momentami w tym zdumiewającym pierwszym okresie, gdy City siedziało na połowie Realu ze statystykami 83 procent posiadania piłki, wydawało się, że boisko może się przechylić, tak wielu (piłkarzy) było na jednym jego końcu. Czuło się niedopasowanie, zmianę dynastii. A przecież Real przyjechał jako mistrz Europy, jako drużyna Viníciusa Juniora i Luki Modrica, Karima Benzemy, posiadacza Złotej Piłki, i Thibauta Courtoisa, właściciela jej bramkarskiego odpowiednika - zauważa "The Times".

"The Guardian" ocenia, że był to najbardziej imponujący z dotychczasowych kroków City do nieśmiertelności. Moc ukazała się podczas miażdżącej pierwszej połowy, kiedy Bernardo Silva strzelił dwa gole, a Real Madryt został zredukowany do trzęsących się wraków, szczęśliwych, że obrażenia nie są większe. Jack Grealish rozegrał jeden z meczów swojego życia i był umiejętnie wspierany przez prawie wszystkich wokół niego - podkreśla.

W przypadku tej madryckiej drużyny w takie wieczory, częściowo ze względu na ich historię - 14 Pucharów Europy i całą resztę - zwykle istnieje poczucie, że nigdy nie są naprawdę martwi; znajdą drogę powrotną. Nie tutaj - zauważa "The Guardian" i dodaje, że w drugiej połowie Real miał kilka akcji, ale są one godne odnotowania głównie ze względu na brak takich w zupełnie jednostronnej pierwszej połowie. Jednak ani przez chwilę nie było poczucia, że mogą dokonać jeszcze jednego niesamowitego powrotu.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński