Ubrany w strój w kolorach Meksyku oraz czarny kapelusz Chavez podróżuje po całym świecie z kadrą narodową od 1986 roku. 19 lutego pojawił się na swoim pierwszym meczu, w którym Meksyk grał ze Związkiem Radzieckim. Pierwszy spotkanie podczas mundialu obejrzał 3 czerwca tego samego roku, kiedy finałowy turniej odbywał się na jego ojczystej ziemi, a gospodarze grali z reprezentacją Belgii.
"Na mundialu w 1986 roku świetnie się bawiłem. Pomyślałem wówczas: +to wspaniała impreza. Postaram się pojechać na każdą następną edycję+. I tak to się właśnie zaczęło..." - wspomina Chavez w rozmowie z agencją Associated Press.
Pomimo wykluczenia Meksyku z turnieju w 1990 roku, odbywającego się we Włoszech, "Caramelo" postanowił zobaczyć zmagania na żywo, a następnie pojechał do Stanów Zjednoczonych, Francji, Korei Południowej oraz Japonii, Niemiec, Republiki Południowej Afryki, Brazylii oraz na ostatnie mistrzostwa do Rosji w 2018 roku.
"Wymaga to bardzo dużo poświęcenia. Patrząc na ile meczów pojechałem, mógłbym stwierdzić, że to swoista +droga krzyżowa+" - zaznaczył Meksykanin. "Mówię o liczbie oscylującej około 450" - dodał.
Tylko w tym roku reprezentacja Meksyku rozegrała 16 meczów, z czego tylko cztery w Meksyku.
"Bardzo uderza w relacje rodzinne oraz oczywiście w portfel. Podróżowanie z drużyną narodową bez opuszczenia żadnego spotkania znacząco wpływa na budżet. Robienie tego przez ponad 40 lat jest bardzo ciężkie" - przyznał Chavez.
Bilety na pierwszy mundial "Caramelo" kupił jego ojciec. Kibic wspomina podróż do Włoch z ograniczonym budżetem. Jednak później założył własny sklep jubilerski, który pomógł mu w kontynuowaniu przygody.
"Po otwarciu sklepu otwierałem go godzinę przed i godzinę po wszystkich. Dodatkowo pracowałem w niedzielę. Ciężka praca pozwoliła mi na podróżowaniu po świecie z kadrą narodową" - podkreślił.
Będąc na tak wielu meczach, Chavez widział też wiele przykrych momentów w historii meksykańskiej piłki. Szczególnie wspomina porażkę ze Stanami Zjednoczonymi (0:2) w 1/8 finału turnieju z 2002 roku.
"Boli to bardzo nie dlatego, że zostaliśmy wyeliminowani, ale dlatego, że wyeliminował nas nasz największy wróg. Przez lata czuliśmy się od nich lepsi, a tym razem to oni nas pokonali. Było mi bardzo przykro" - przypomniał.
Meksykańska federacja piłkarska dobrze zna Chaveza. Pomimo że kibic płaci za swoje wyjazdy z własnej kieszeni, często nocuje w tych samych hotelach co drużyna narodowa.
"Nie uważam siebie za największego fana reprezentacji, jednak ludzie i media mnie znają. Akceptuję tę rozpoznawalność i czuję się odpowiedzialny, ponieważ jestem ambasadorem meksykańskich kibiców" - podsumował.
Reprezentacja Polska zagra z Meksykiem 22 listopada na Stadium 974.