Na ziemię Stocha sprowadziła... myjnia samochodowa, na której przegrał pojedynek z automatem. Bezduszna maszyna nie rozpoznała z kim ma do czynienia i połknęła pieniądze za korzystanie z urządzenia, nie uruchamiając go.
To pokrzyżowało plany Stocha, który chciał umyć wóz pobrudzony podczas powrotnej podróży z Val di Fiemme. Biała terenówka jaką dostał do dyspozycji od sponsora miała lśnić, bo wieczorem mieszkający w Kościelisku razem z żoną Ewą zawodnik spotkał się ze znajomymi w przytulnej restauracji w centrum Zakopanego - informuje "Fakt".