Choć w wielu krajach curling należy do bardzo popularnych zimowych dyscyplin, w Polsce wciąż uchodzi za dość egzotyczny sport. Nad Wisłą znany jest jedynie z telewizyjnych migawek lub transmisji igrzysk olimpijskich i tylko nieliczni przekonali się, jak wiele satysfakcji może sprawić pchanie 20-kilogramego kamienia do tzw. domu, czyli centralnego punktu wyrysowanej na lodzie niebiesko-czerwonej "tarczy".

Reklama

To - jak zwróciły uwagę w rozmowie z PAP utytułowane curlerki łódzkiego klubu POS Curling - precyzyjna gra, która w jeszcze większym stopniu niż mięśnie angażuje... mózg.

"Powodów, by uprawiać tę dyscyplinę jest wiele"

Powodów, by uprawiać tę dyscyplinę jest wiele, choćby fakt, że jest to sport olimpijski. Dla mnie jednak najfajniejsze jest, że to sport zespołowy i jest to rozwiązywanie zagadek na lodzie - myślenie o ustawieniu kamieni, obliczanie kątów, jak je ominąć lub wybić, wybieranie odpowiedniej strategii. Kwintesencją tej dyscypliny jest połączenie dobrej techniki, przygotowania atletycznego i szachów na lodzie - powiedziałą Szeliga-Frynia, która grą w curling zauroczyła się podczas igrzysk olimpijskich Salt Lake City w 2002 roku.

Wśród innych zalet tej dyscypliny wymieniła m.in. integrację, bo w jednym meczu mogą rywalizować różne pokolenia, a także zawodnicy pełnosprawni z graczami na wózkach, słyszący z niesłyszącymi oraz możliwość gry do późnych lat, ponieważ z uprawiania tej dyscypliny na rekreacyjnym poziomie można czerpać radość nawet w wieku seniora. W zawodowstwie normą jest, że drużyny narodowe zdobywające medale olimpijskie to typowe mieszanki młodości i doświadczenia.

Reklama

To bardzo wszechstronny sport, w którym łączymy wiele elementów, m.in. strategię, precyzję, balans, pracę drużynową i wysiłek fizyczny w postaci szczotkowania lodu przed jadącym kamieniem - dodała Walczak, która w curling z sukcesami gra od ponad 15 lat.

Jak podkreślają reprezentantki kraju, nie ma nic banalnego w stwierdzeniu, że jest to gra dla wszystkich i w każdym wieku. Jako najlepszy przykład na jego potwierdzenie przypominają swój wyjazd do Kinross w będącej kolebką tego sportu Szkocji, gdzie w bezpośredniej konfrontacji rywalizowały z obchodzącym wkrótce 80. urodziny Brytyjczykiem i jego niewiele młodszymi partnerami.

"Prawie z nami wygrali, uratowałyśmy się ostatnim kamieniem. Mnóstwo prawdy jest więc w stwierdzeniu, że to sport dla wszystkich. Oczywiście mówimy o jego rekreacyjnym uprawianiu, choć świetne jest w nim też to, że nawet zawodowcy nie zaczynali treningów w wieku 5 czy 10 lat, bo szczyt formy curlera przypada między 30 a 40 lat. W tym sporcie bardzo liczy się doświadczenie i głowa" - tłumaczyła Szeliga-Frynia.

Curlerki wskazały, że do czerpania satysfakcji z tej gry - szczególnie na poziomie amatorskim - nie potrzeba też specjalnych predyspozycji, ale - jak dodały - wbrew pozorom puszczanie kamieni i szczotkowanie lodu wiąże się również ze sporym wysiłkiem fizycznym.

Wiele osób, które przychodzą na pierwszy trening i próbują szczotkowania, jest zszokowanych, jak wiele trzeba włożyć w to wysiłku. Przychodzą i myślą, że jedynie lekko pozamiatają, a potem przekonują się, że trzeba za tym kamieniem biec, mocno naciskać na szczotkę ciałem i jak mocno pracują przy tym mięśnie - nadmieniła Walczak.

Curling w Polsce wciąż sportem niszowym

W Polsce curling wciąż pozostaje jednak sportem niszowym, w dalekim cieniu popularności innych zimowych dyscyplin, jak skoki narciarskie, hokej czy łyżwiarstwo szybkie. Zaledwie jedna - wybudowana za prywatne pieniądze - hala do curlingu oraz ok. 500 zawodników nad Wisłą wypada bardzo blado przy ok. 1000 lodowiskach w Kanadzie, 50 w Szwajcarii, blisko 40 w Szwecji i ponad 20 w Szkocji. Między innymi z uwagi na brak infrastruktury reprezentanci Polski sporadycznie rywalizowali w mistrzostwach świata, a w igrzyskach olimpijskich nigdy.

Bardzo małe są też szanse na historyczny udział biało-czerwonych w turnieju olimpijskim w najbliższych latach. M.in. z powodu zawieszenia przez światową federację Polskiego Związku Curlingu za nieprawidłowości w zarządzaniu. Z tego względu reprezentanci kraju przez trzy lata nie mogli uczestniczyć w międzynarodowych zawodach.

Sytuacja na Igrzyskach

To zmarnowane trzy lata. Sytuacja zmieniła się dwa miesiące temu i dopiero wracamy na międzynarodową arenę. Przez zawieszenie w najbliższych mistrzostwach Europy zaczniemy rywalizację w najniższej dywizji C. To oznacza, że aby zagrać w igrzyskach musimy najpierw awansować do dywizji B, a następie do A, z której osiem najlepszych drużyn wystąpi w mistrzostwach świata. Z kolei z tej imprezy dziewięć najlepszych reprezentacji wywalczy przepustkę na igrzyska, bo jedno jest zarezerwowane dla gospodarza - przedstawiły długą drogę na igrzyska i trudną sytuację Polski curlerki z Łodzi.

Naszym marzeniem jest, by curling stał się w Polsce bardziej rozpoznawalnym i medialnym sportem. To jedyna droga do sukcesów i robimy w tym kierunku naprawdę dużo. Mamy zapał oraz dobrze zapowiadających się zawodników, ale na przeszkodzie w ich rozwoju staje brak finansowania. Przez brak medialności ciężko o sponsorów, nie mamy też finansowania z budżetu państwa. Nasze drużyny chcąc się rozwijać i grać z najlepszymi muszą jeździć po Europie za własne pieniądze - dodała Szeliga-Frynia, która swoje doświadczenie wykorzystuje również jako szkoleniowiec zespołów młodzieżowych oraz jest trenerką kadry narodowej niesłyszących.

Profesjonalna hala do curlingu w Łodzi

Iskierką nadziei na poprawę kondycji polskiego curlingu i jego popularyzację jest wybudowana w 2018 roku w Łodzi profesjonalna hala do curlingu. Budowa obiektu z czterema pełnowymiarowymi torami do gry oraz zapleczem kosztowała 6,5 mln zł, które wyłożył prywatny inwestor.

Po kilkunastu latach uprawiania tej dyscypliny było dla nas jasne, że taka hala nie powstanie z publicznych pieniędzy. Trzeba było więc działać. Inwestycja z wielu względów nie była łatwa, bo wzorce musieliśmy czerpać z innych krajów, nie mówiąc już o jej sfinansowaniu. Hala zmieniła bardzo dużo, bo przed jej powstaniem musieliśmy trenować na boiskach hokejowych, m.in. po wszystkich łyżwiarzach, np o godz. 21, albo przed nimi, czyli o 6 rano. Przeszliśmy naprawdę wiele - przyznała pełniąca funkcję prezesa jedynego tego typu obiektu w kraju Walczak.

Dzięki powstaniu profesjonalnej hali Łódź zyskała miano polskiej stolicy curlingu. W mieście rozgrywane są wszystkie najważniejsze zawody w kraju i nie tylko, a także organizowanych jest wiele wydarzeń dla amatorów promujących dyscyplinę olimpijską.

Hala działa przez osiem miesięcy w roku - od końca sierpnia do końca kwietnia. Praktycznie w każdy weekend mamy jakieś rozgrywki - od rangi lokalnej, przez krajową do międzynarodowej. Obiekt żyje w pełni, bo grafik wypełniają treningi, turnieje, imprezy integracyjne czy dni otwarte dla osób, które chcą spróbować swoich sił w naszym sporcie. Cieszą się one bardzo dużym zainteresowaniem, a my cieszymy się z każdej osoby, która połknie bakcyla, co jest dość łatwe - podkreśliła Walczak.

Marzenia o olimpijskim występie reprezentacji Polski

Procesjonalny obiekt ma też duży wpływ na rozwój działającego w nim klubu POS Łódź Curling, w którym liczba trenujących zwiększyła się w ostatnich latach z 40 do 115 zawodników. Duży nacisk kładziony jest też na przyciąganie na zajęcia młodzieży, która w przyszłości może spełnić marzenia o olimpijskim występie reprezentacji Polski.

W ich rozwoju najbardziej liczy się to, że przygodę z tym sportem od początku zaczynają trenując na dobrym lodzie. Nasi zawodnicy, którzy mają dziś po 12-14 lat. są na etapie, w którym my byłyśmy po 10 latach gry. Fajne jest też to, że mamy już w Polsce grupę curlerów, która poprzez lata gry zdobyła doświadczenie oraz wiedzę i może przekazywać to dalej. Ja, kiedy zaczynałam grać, musiałam po taką naukę jeździć do trenerów zagranicznych. To wszystko daje nadzieję, że w nieodległej przyszłości za sprawą sukcesów curling przestanie być w Polsce egzotyczną dyscypliną z czajnikami i szczotkami - podsumowała Szeliga-Frynia, która podobnie jak jej klubowa koleżanka nie porzuciła swoich marzeń o występie w mistrzostwach świata.

autor: Bartłomiej Pawlak