Djokovic indywidualne starty w tym roku zaczął od triumfu w Australian Open, dzięki czemu zdobył 17. tytuł wielkoszlemowy. Następnie dołożył do tego sukces w turnieju ATP w Dubaju, a po wznowieniu rywalizacji po przerwie związanej z pandemią koronawirusa był też najlepszy w imprezie cyklu w Nowym Jorku.
Niepokonany od początku sezonu 33-letni zawodnik był głównym faworytem US Open. Niespodziewanie jednak w 1/8 finału został zdyskwalifikowany za niezamierzone uderzenie piłką sędzi liniowej. Humor poprawił sobie, zwyciężając w prestiżowej imprezie ATP w Rzymie. Na kortach im. Rolanda Garrosa dotarł do finału, ale w nim musiał uznać wyższość dominującego niepodzielnie od lat na nich Hiszpana Rafaela Nadala.
"Wciąż jest we mnie utrzymujący się żal, że nie wygrałem w tym roku ani US Open, ani French Open. Podczas obu tych turniejów byłem w znakomitej formie, ale w paryskim finale przegrałem z rywalem, który tego dnia był znacznie lepszy. Zagrałem wówczas poniżej normy" - przyznał przebywający obecnie w Belgradzie zawodnik.
Okoliczności związane z wykluczeniem w Nowym Jorku nazwał niefortunną sytuacją.
"Nie licząc dyskwalifikacji podczas US Open, przegrałem jak na razie w tym sezonie tylko jeden mecz i pokazałem trochę najlepszego tenisa w moim życiu" - podsumował.
Szwajcar Roger Federer i Nadal mają po 20 tytułów wielkoszlemowych w dorobku i są najbardziej utytułowanymi mężczyznami w singlu pod tym względem. Serb zaprzeczył, aby ciążyła mu presja związana z pobiciem ich osiągnięcia.
"Presja jest częścią mojego życia od dawna i wiem, jak sobie z nią radzić. To wliczone w koszt bycia topowym sportowcem, ale może to cię też pobudzać. Doświadczasz po drodze psychicznych i fizycznych wstrząsów, ale to element procesu uczenia się. Jeśli teraz zakończyłbym karierę, to byłbym szczęśliwy z powodu wszystkiego, co osiągnąłem, ale też wciąż mam frajdę z rywalizacji i start w każdym turnieju daje mi motywację i radość" - zapewnił.
Djokovic w tym roku ma jeszcze zagrać w Wiedniu oraz w kończącej sezon imprezie masters - ATP Finals.
W rozmowie z dziennikarzami wspomniał również o Professional Tennis Players Association (PTPA). Wraz z Kanadyjczykiem Vasekiem Pospisilem jest pomysłodawcą tej organizacji, która ma reprezentować zawodników i być niezależna od ATP.
"Nie zatrzymamy się (...) choć wiele osób próbuje nas zniechęcić i zdławić naszą organizację w zarodku. Szczególnie Stany Zjednoczone wymierzają w nas ciosy. Rozumiem, że ludzie mają różne opinie i poglądy. Moim zdaniem ta organizacja jest kluczowa dla tenisistów i musi istnieć" - podkreślił.
Jak dodał, pomysł na stworzenie takiego stowarzyszenia istniał już od dwóch dekad i było już wcześniej kilka prób nadania mu kształtu.
"Ani ja, ani Vasek, ani nikt inny, kto uczestniczył w tworzeniu PTPA nie chce się nikomu sprzeciwić. Zawsze mówiliśmy, że organizacja ta została stworzona po to, by bronić praw stu procent tenisistów. Zawodników znajdujących się na dole światowej listy, jak i tych z jej szczytu" - zapewnił.
Zdaniem Serba media skupiają się głównie na tym, co najlepsze w tenisie i przez to obraz tego sportu jest wypaczony.
"W rzeczywistości tylko gracze z czołowej +100+ i nieco spoza niej mogą się utrzymać z tenisa. Jednym z głównych celów naszej organizacji jest stworzenie platformy i daniem głosu niżej notowanym zawodnikom, którzy próbują się wynurzyć i powiedzieć, że nie wszystko jest takie piękne i cudowne" - argumentował.
Lider rankingu ATP chciałby, aby Nadal i Federer dołączyli do PTPA, ale rozumie, że mogą mieć inne zdanie i nie zamierza ich za to krytykować.
"Postaramy się iść dalej bez nich, budować systematycznie podstawy i wartości organizacji, na którą wszyscy zawodnicy zasługują" - zaznaczył.