Zdenerwowany ma prawo być zwłaszcza Szamotulski - nie przejdzie do Borussii tylko z powodu kłótni menedżerów. Interesy Polaka w ostatnich rozmowach chcieli reprezentować różni agenci, więc skończyło się na tym, że nie reprezentował go nikt. Działacze z Dortmundu zamiast przysłuchiwać się kłótniom, woleli sięgnąć po 37-letniego bramkarza z Padebornu... - pisze DZIENNIK.

Reklama

Jeszcze w środę wieczorem transfer Szamotulskiego, który zrobił furorę w lidze szkockiej, wydawał się przesądzony. W czwartek zawodnik miał podpisać kontrakt, a we wtorek być już na meczu z Werderem Brema w Pucharze Niemiec. Jednak właśnie w czwartek (po przeczytaniu informacji w prasie) do gry włączyli się kolejni menedżerowie, udowadniając, że to oni - a nie nikt inny - mają prawo wziąć prowizję za transfer.

Działacze Borussii wciąż jednak wierzyli, że uda się osiągnąć porozumienie. Michael Zorc, dyrektor sportowy klubu, podobno powiedział nawet Jakubowi Błaszczykowskiego, że Szamotulski zostanie zakontraktowany na pół roku.

Pertraktacje przesunięto na piątek, ale tego dnia znów nie zdołano wypracować kompromisu. Dlatego Zorc machnął ręką na kłócących się menedżerów i zadzwonił do czekającego na wiadomość Alexandera Bade. O ile Szamotulski miał wiosną być docelowo bramkarzem numer jeden w Borussii (bardzo chciał go trener Thomas Doll), o tyle 37-letni Bade takich ambicji nie ma i wszystkie mecze obejrzy z ławki. Grać będzie mało utalentowany Marc Ziegler.

Reklama

"Szamo” takim obrotem sprawy był załamany, zwłaszcza, że także w piątek bardzo zabiegało o niego Glasgow Rangers. Polak nie podjął negocjacji z tym klubem, bo wciąż wierzył, że trafi do Dortmundu.

Wściekły może być także Kowalewski. Zrezygnował z testów w Reading, bo sądził, iż dostanie angaż w Lazio. Teraz jednak zdecydowanie bliżej mu do Kolportera Kielce. W piątek DZIENNIK rozmawiał z Claudio Lotito, prezesem rzymskiego klubu. "Jeśli jest choć minimalna szansa, że grać będzie mógł dla nas Juan Carizzo, to warto zaczekać. Mam wrażenie, że niektórym osobom zależy na tym, byśmy nie mogli pozyskać tego zawodnika. To absurd, by tyle czasu czekać na przesłanie dokumentu zaświadczającego o pochodzeniu piłkarza" - mówił.

"A co z Kowalewskim?" - spytali dziennikarze. "Wszystko zależy do Carizzo. Dostaliśmy wiadomość, że musimy uzbroić się w cierpliwość, więc czekamy, przynajmniej do końca miesiąca. Kowalewski natomiast jest wolnym zawodnikiem i może robić, co chce, nie mamy prawa oczekiwać, że będzie czekał na naszą decyzje. Doceniam go, lecz naszym pierwszym wyborem był zawsze Carizzo. Chcieliśmy w niego zainwestować i nadal chcemy.

Reklama

"Jeśli jednak nie załatwicie sprawy Carizzo do końca miesiąca...? - kontynuuje DZIENNIK. "To będzie tak, jak było do tej pory. Ogra się młody Muslera... A Carizziego jak nie teraz, to zaangażujemy latem. Jeśli będzie to konieczne, to jako cudzoziemca..." - wyjaśnił Lotito.

19-letni Muslera zagrał niedawno przeciwko Fiorentinie w Pucharze Włoch i spisał się dobrze. Poza tym w odwodzie pozostaje jeszcze "latający Dziadek”, czyli 44-letni Marco Ballotta.

Co dalej z Polakami? Kowalewski wrócił do Polski i czeka. Podobno był zainteresowany ponownym kontaktem z Reading, ale Anglikom nie spodobało się, że wyjechał z testów. Teraz bardziej prawdopodobny jest transfer do Kolportera lub ligi rosyjskiej. Z kolei Szamotulski jest w kropce. Zimą interesowało się nim kilkanaście klubów - oprócz Borussii i Rangersów, także Bolton, Derby, Charlton, Crystal Palace, Cardiff, Ipswich, Leicester, Plymouth, czy nawet Galatasaray. Wszystko jednak na razie spaliło na panewce. We wtorek kończy mu się kontrakt ze szkockim Dundee United i tego dnia rozegra swój pożegnalny mecz w Pucharze Szkocji. Co dalej - nie wie.