W 1991 roku Schumacher zadebiutował w Belgii w bolidzie F1 w barwach Jordan-Ford. W kwalifikacjach uzyskał siódmy czas, ale rywalizacji na Spa-Francorchamps nie ukończył w wyniku awarii silnika. Zwrócił jednak uwagę szefów ekipy Benetton-Ford, którzy wystawili go w pozostałych pięciu wyścigach sezonu. Najlepszym jego wynikiem była piąta pozycja w GP Włoch na Monzy.
Na pierwsze zwycięstwo czekał dokładnie rok, bowiem 30 sierpnia 1992 roku triumfował właśnie w GP Belgii. Powtórzył to później w latach 1995-97 i 2001-02.
"Wyścig w Spa przypomniał mi jak szybko mija czas, bo trudno uwierzyć, że minęło już 20 lat. W sumie wiele się zmieniło, poza tym, że tor jest wciąż niezwykły. Pewnie to też kwestia wspomnień, bo miało tu miejsce wiele ważnych wydarzeń w mojej karierze. Czuję się tu jak w domu, a dokładnie w moim ulubionym salonie" - powiedział 42-letni Schumacher, do którego należy większość rekordów w Formule 1.
Siedmiokrotnie zdobywał tytuł mistrza świata, odniósł 91 zwycięstw, 154 razy stawał na podium, zdobył 1473 punkty w 280 startach, a pole position uzyskiwał 68 razy.
Jesienią 2006 roku pożegnał się z cyklem Grand Prix, ale długo nie wytrzymał bez wysokiej dawki adrenaliny. Wznowił karierę w marcu 2010 roku, w barwach niemieckiej ekipy Mercedes GP, a sezon zakończył na dziewiątym miejscu, tuż za Robertem Kubicą z Renault.
Po powrocie na tory nie udało mu się jeszcze triumfować. Jego najlepszym wynikiem było jak dotychczas czwarte miejsce. W tegorocznej rywalizacji o mistrzostwo świata zajmuje dziesiątą lokatę, z dorobkiem 32 punktów. Nieco lepiej spisuje się od niego młodszy rodak z ekipy Mercedesa Nico Rosberg (jest siódmy - 48 pkt).
Raczej trudno spodziewać się, żeby któryś z nich stanął na najwyższym stopniu podium w niedzielę. Kwestia zwycięstwa i czołowych miejsc powinna się rozstrzygnąć między trzema najlepszymi obecnie zespołami: Red Bull-Renault, McLaren-Mercedes i Ferrari.
Przed czterotygodniowej przerwą wakacyjną w najbardziej komfortowej sytuacji znaleźli się kierowcy spod znaku "Czerwonego Byka". Szczególne powody do radości ma broniący tytułu mistrzowskiego Niemiec Sebastian Vettel, który w jedenastu dotychczasowych startach zgromadził 234 pkt. Jego partner Australijczyk Mark Webber jest drugi - 149.
Vettel odniósł dotychczas sześć zwycięstw - w GP Australii, GP Malezji, GP Turcji, GP Hiszpanii, GP Monaco i GP Europy na ulicach Walencji. Poza tym finiszował jako drugi w GP Chin, GP Kanady, GP Wielkiej Brytanii i przed miesiącem w GP Węgier. Jego najsłabszym rezultatem była czwarta lokata, o tyle bolesna, że uzyskana przed własną widownią na Nuerburgringu.
Niemiecka prasa określiła to jako "chwilową zadyszkę" i oczekuje, że Vettel po wakacyjnej przerwie odzyska formę z pierwszych miesięcy. W najbliższych tygodniach będzie musiał odpierać ataki trzeciego w MŚ Brytyjczyka Lewisa Hamiltona z McLaren-Mercedes (146 pkt), który triumfował w GP Chin i GP Niemiec.
Chrapkę na tytuł ma także Hiszpan Fernando Alonso z Ferrari (4. miejsce; 145 pkt) oraz mistrz świata sprzed dwóch lat Brytyjczyk Jenson Button z McLaren-Mercedes (5.; 134). Nieco odstaje od nich Brazylijczyk Felipe Massa z Ferrari (6.; 70), który wciąż prezentuje niestabilna formę i pewnie raczej będzie wspierał swojego kolegę z zespołu, aniżeli walczył o czołowe lokaty.
Podczas GP Belgii kierowcy będą mogli korzystać z ruchomego tylnego skrzydła tylko na jednym odcinku, między wirażami Raidillon i Les Combes. Zabronione będzie za to korzystanie z systemu DRS na legendarnym zakręcie Eau Rouge, bowiem organizatorzy uznali, że mogłoby to być zbyt niebezpieczne. Zakaz ten będzie obowiązywał również podczas treningów i sobotnich kwalifikacji.