Ledwie 3,1 s to różnica, jaka dzieliła trzykrotnego mistrza Europy od Yohana Rossela (Citroen C3 R5) na mecie ostatniego odcinka specjalnego Rajdu Monzy, finałowej rundy MŚ. Francuz był minimalnie szybszy i zapewnił sobie tytuł.

Reklama

We Włoszech zrobiliśmy z pilotem Maćkiem Szczepaniakiem wszystko, co było możliwe, aby wygrać. Ostatni odcinek pojechaliśmy nawet o sześć sekund szybciej niż w pierwszym podejściu. Ale tego dnia Yohan był po prostu od nas szybszy – powiedział PAP Kajetanowicz.

Tuż po rajdzie wicemistrz świata nie krył pewnego niedosytu, choć drugie miejsce wśród kierowców zespołów prywatnych jest dobrym wynikiem.

Rzeczywiście emocje wyszły ze mnie już wieczorem w pokoju hotelowym. Ale oceniając to teraz, już w kilka tygodni po zakończeniu rywalizacji, to było takie naturalne uczucie u sportowca, który swojej dyscyplinie oddaje wszystko. Tym bardziej, gdy coś jest tak blisko, praktycznie na wyciągnięcie ręki, a jednak nie udaje się tego osiągnąć. Szkoda, ale ja broni jeszcze nie składam - wspomniał.

Reklama

Tytuł wicemistrza świata to kolejny sukces Kajetanowicza. Wcześniej trzy razy z rzędu był mistrzem Europy, a w 2019 roku zajął drugie miejsce w klasyfikacji WRC2.

Wicemistrz świata - to oczywiście jest wspaniałe uczucie. Trzeba pamiętać, że na ten sukces pracowaliśmy cały rok, w siedmiu startach. Same przygotowania logistyczne to spore wyzwanie dla małego, prywatnego zespołu. Jestem dumny z tego, co udało się osiągnąć – dodał "Kajto".

Reklama

Na pytanie, czy na ostatnim odcinku specjalnym Rajdu Monzy mógł pojechać szybciej, aby "urwać" jeszcze te 3,1 s, Kajetanowicz po chwili zastanowienia stwierdził krótko: "Nie mogę powiedzieć, że na tym odcinku nie ryzykowałem, że go odpuściłem. Po rajdzie mój inżynier przyznał, że mając taki a nie inny pakiet w samochodzie, nie było możliwe pojechać szybciej".

Na razie nie wiadomo nic konkretnego, jaki będzie dla Kajetanowicza sezon 2022.

Powiem tak - bardzo chcę nadal jeździć, a chciałbym móc powiedzieć, że będę jeździł. To zależy od wielu czynników, które nie zawsze zależą ode mnie. Mam nadal ogromną motywację do startów, rajdy to moja pasja i moje życie. Plan jest taki, by dalej się ścigać, ale wszystko jest ciągle w fazie negocjacji i spinania budżetów. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mógł przekazać wszystkim kibicom dobre wiadomości - powiedział.

Na pytanie, czy sezon 2021 był najtrudniejszy w karierze, wicemistrz świata WRC3 przyznał, że był jednym z najbardziej wymagających i emocjonujących.

Jednak bezsprzecznie najlepszy do tej pory w mistrzostwach świata. Trzy wygrane rajdy, a łącznie sześć razy na podium, walka o mistrzostwo świata, do którego zabrakło tak niewiele, trwała do ostatnich metrów ostatniego odcinka specjalnego. Trudno o większe emocje - wskazał.

W 2021 roku Kajetanowicz przez cały sezon był wierny jednej marce – Skodzie Fabii.

Tak naprawdę to był mój drugi pełny sezon za kierownicą Skody. W zasadzie poza Rajdem Meksyku z 2020 roku, kiedy mieliśmy usterkę w elektronice, której nie mógł rozwiązać nawet inżynier z fabryki, nie mieliśmy żadnych problemów. Skoda spisała się dobrze zarówno na asfalcie, jak i szutrze. Choć w klasyfikacji WRC3 triumfował Citroen, to sukcesy załóg jadących Fabiami są moim zdaniem większe. Czesi stworzyli naprawdę mocny pakiet, ale gdyby nie serwisanci z hiszpańskiej stajni RaceSeven, którzy przygotowywali mój samochód, to auto nie byłoby aż takie szybkie - tłumaczył.

Poproszony o wskazanie, która runda mistrzostw świata była w tym roku najtrudniejsza, Kajetanowicz zauważył, że... każda.

Zawsze walka toczy się na ułamki sekund. Jeśli jednak miałbym wskazać najtrudniejszy moment, to Rajd Sardynii i wypadnięcie z trasy na ostatnim piątkowym odcinku specjalnym. Prowadziliśmy w rajdzie i wszystko układało się po naszej myśli. Wtedy popełniłem błąd i na dwa dni przed końcem rywalizacji było wiadomo, że wywalczenie podium będzie w zasadzie niemożliwe. Wstając w sobotę, musiałem poukładać sobie w głowie wszystko na nowo, by dalej walczyć i pokazać, że nigdy się nie poddaję - zaznaczył.

Mistrzem globu WRC po raz ósmy został Francuz Sebastien Ogier (Toyota Yaris WRC). Zdaniem Kajetanowicza to żadne zaskoczenie.

Ogier kolejny raz udowodnił, dlaczego jest mistrzem. Pojechał sezon w swoim stylu, nie dając młodszemu koledze z zespołu Elfynowi Evansowi choćby cienia szansy. To właśnie pokazuje, jak wiele w rajdach znaczy doświadczenie i chłodna głowa. Ogier niczego już nie musi udowadniać, podobnie jak jego imiennik Sebastien Loeb. Ciągnie starego wilka do lasu i już nie mogę się doczekać, by zobaczyć obu na trasie Rajdu Monte Carlo. Ale Evans także pokazał, że jest już bardzo szybki - ocenił.

Tak dobre tegoroczne wyniki to – jak zawsze podkreśla zawodnik – zasługa jego teamu.

Od wielu lat to wygląda tak samo. Mam zaufanych i oddanych partnerów, z którymi współpraca układa się bardzo dobrze. Po zmianach organizacyjnych, czyli połączeniu kategorii WRC2 i WRC3, wsparcie fabryki dawałoby oczywiście pewien handicap, ale na ten moment niczego nie możemy być jeszcze pewni – nadmienił.

Przypomniał, że od 13 lat współpracuje z Grupą LOTOS i wyraził przekonanie, że obie strony są z niej zadowolone.

Dlatego chcemy to kontynuować. Dla mnie jednak najważniejsze jest, by skupić się na tym, co możemy zrobić, a nie na tym, na co nie mam żadnego wpływu – dodał.

Od styczniowego Monte Carlo w rajdach samochodowych zacznie się nowa era napędu hybrydowego. Co o tym sądzi Kajetanowicz?

Rzeczywiście w "dużym" WRC zaczyna się bez wątpienia nowa era i wszyscy jesteśmy ciekawi, jak to będzie wyglądać. Sadzę, że nowe auta będą coraz szybsze w miarę postępu sezonu, ale na chwilę obecną wszystko wskazuje na to, iż są nieco wolniejsze od dotychczasowych aut WRC, napędzanych wyłącznie silnikami spalinowymi - zauważył.

Poproszony o ocenę niebezpieczeństwa w rajdach polski kierowca zwrócił uwagę, że tak groźnie w rzeczywistości wcale nie jest.

Rajdy nie są niebezpieczne, są raczej ryzykowne. Mam świadomość, jakie wiążą się zagrożenia ze sportem, który uprawiam, ale dlatego tak ciężko pracuję, przygotowując się do każdych zawodów, by to ryzyko zminimalizować – podkreślił.

Jak dodał, na razie nie myśli o zakończeniu kariery, nie planuje też tego, co będzie robił na sportowej emeryturze.

Na razie skupiam się na tym, by ciągle być w dobrej formie przed kolejnym startem. Każdego dnia, kiedy otwieram oczy, zastanawiam się, co zrobić, by być jeszcze szybszym kierowcą, a kiedy wieczorem je zamykam, to myślę o tym, jak zaplanować kolejny dzień właśnie w tej samej kwestii - nadmienił.

Przyznał także, że jako czynny sportowiec niestety nie ma tyle czasu dla rodziny, ile sam chciałby jej poświęcać.

To trudne, bo wiem, że coś mi w życiu ucieka. Jednak taki wybrałem sobie zawód i mam pełne wsparcie najbliższych. Kocham ich bardzo! Udało mi się w tym roku spędzić razem święta Bożego Narodzenia, ale "nie zaciągnąłem ręcznego na maksa+ i już planuję nowy sezon" – podsumował najlepszy obecnie polski kierowca rajdowy.