Majerski już po raz drugi na olimpijskim basenie w Tokio poprawił należący do niego rekord kraju. W eliminacjach uzyskał 50,97. W sobotę do medalu brakło mu 0,18 sekundy.
Niby niedużo, ale jednak brakło. Nie boli mnie to jednak jakoś bardzo. Najbardziej zaś cieszy mnie, że się udało pobić znów rekord życiowy i poprawić czas z eliminacji - zaznaczył niespełna 21-letni zawodnik.
Jak dodał, popłynął w finale tak, jak sobie to wcześniej zaplanował. Towarzyszyło mu nastawienie, że nie ma nic do stracenia.
Starałem się z luźną głową przystąpić do tego wyścigu. W wodzie też czułem taki luz, to mnie poniosło - stwierdził.
Majerski przyznał, że zaliczył w sobotę późny start.
Na pewno jakieś znaczenie to miało, ale na koniec udało się poprawić rekord - wskazał.
Jak dodał, w pierwszej połowie dystansu starał się kątem oka zerkać w lewo na najgroźniejszych rywali.
Ale robiłem to tylko przez chwilę. Przez większość dystansu skupiałem się na sobie i płynąłem po prostu do mety - relacjonował.
Po złoto sięgnął Amerykanin Caeleb Dressel, który ustanowił rekord świata - 49,45.
To był bardzo szybki finał - przyznał Polak.
Do finału 50 m st. dowolnym awansowała z kolei Katarzyna Wasick, uzyskując piąty wynik w półfinale - 24,26. 29-letnia zawodniczka po raz czwarty występuje w igrzyskach, ale w finale wystąpi po raz pierwszy.
Jestem bardzo zadowolona. Pracowałam na to kilkanaście lat. To finał olimpijski, a w nim każdy będzie walczył o medal. Cieszę się, że mam taką szansę - podkreśliła.
Wicemistrzyni Europy z ubiegłego roku w tej konkurencji przestrzegała jednak przed hurraoptymizmem.
Nikt tego medalu mi nie poda na tacy. Będę musiała ciężko na niego zapracować. Jestem na to gotowa i pewna siebie. Chcę popłynąć na 100 procent i włożę w to całe serce, a jaki będzie rezultat to okaże się jutro - zaznaczyła.