W trzech startach w tym roku Szwed wygrał wszystkie konkursy. Przed lekkoatletycznym mityngiem w Lievin, gdzie przerwał skoki na wysokości 5,86 z powodu naciągnięcia mięśnia uda, startował 31 stycznia w Duesseldorfie, gdzie uzyskał 6,01 i 6 lutego w Rouen z wynikiem 6,03. W obu przypadkach próbował bezskutecznie atakować 6,19.
Szwed z powodów logistycznych odwołał start w piątek na gali tyczkarskiej w Clermont-Ferrand, którego organizatorem jest były mistrz świata Renaud Lavillenie i z Serbii przyjedzie od razu do Polski.
„Czuje się świetnie i jestem już gotowy walczyć na pełnym gazie. ME są głównym celem, więc dodatkowy mityng we Francji byłby zbyt dużym obciążeniem przed tak ważną imprezą” - powiedział dziennikowi „Aftonbladet”.
Minimum 6 metrów
Jego menedżer Daniel Wessfeldt wyjaśnił na łamach gazety, że „cel minimalny na Toruń to co najmniej 6 metrów, a w przypadku zwycięstwa Armand poprosi o ustawienie poprzeczki na 6,19”.
„W Polsce zakończy sezon halowy i później zamknie się w bańce sanitarnej w Uppsali aż do olimpiady w Tokio” - dodał.
Tyczkarz był jesienią gościem najpopularniejszego w Skandynawii talk show u Fredrika Skavlana. Ocenił ubiegły rok jako wspaniały lecz - jak podkreślił - punktem zwrotnym w jego karierze był 8 lutego ub.r. i mityng w Toruniu, kiedy po raz pierwszy poprawił rekord świata pokonując wysokość 6,17 metra.
Numer sprzedał na aukcji
Przyznał, że złoty medal mistrzostw Europy w Berlinie przed dwoma laty, kolejne poprawienie rekordu 15 lutego ub.r. w Glasgow na 6,18, a także poprawienie 26-letniego rekordu Sergieja Bubki (6,14) na stadionie na 6,15 nie mają dla niego tej samej wagi co start w Polsce.
„To co działo się w mojej głowie podczas tego mityngu było czymś na co nie mam słów do opisania. Ten skok pozostanie dla mnie na zawsze najważniejszym” - powiedział.
Numer startowy z mityngu w Toruniu Szwed wystawił na szwedzkiej aukcji, na której został sprzedany za 30 tysięcy koron (3000 euro). Pieniądze przekazał na walkę z koronawirusem wśród osób starszych.