Chcesz być celebrytą, czy skoczkiem narciarskim? - zapytał kiedyś Piotra Żyłę Apoloniusz Tajner. Poprzedni prezes PZN wściekał się na niewybredne zgrywy skoczka z Wisły przed kamerami telewizji. Dawało mu to popularność gwiazdy discopolo, ale szkodziły wizerunkowi sportowca z ambicjami.

Reklama

Ultimatum od Horngachera

Latami Żyła budził też irytację Adama Małysza za osobliwe wygibasy ”fajeczkę” i „garbika”, które wykonywał na rozbiegu. Wprowadzał tym w zdumienie całe środowisko skoków w Polsce i za granicą. Pamiętam jak Łukasz Kruczek, trener kadry w latach 2008-2016 opowiadał o potencjale Żyły, porównywalnym z takim geniuszem jak Stoch. Kruczek, tak jak Małysz był przekonany, że „fajeczka” i „garbik” szkodzą Żyle, ale uważał, że walka z osobliwymi przyzwyczajeniami skoczka zakończy się klęską.

Dopiero Stefan Horngacher powiedział „dość”. Miał tyle autorytetu, żeby postawić Żyle ultimatum. „Skaczesz normalnie, albo wylatujesz z kadry”. Żyła został, uległ. I wyszło mu to na dobre. Skończyły się zgrywy, zaczęło poważne skakanie. Dziś Piotr ma siedem medali mistrzostw świata, więcej niż Stoch. Jego prywatnym koszmarem zostały igrzyska.

Reklama

Żyła chciał rzucić skoki w 2010 roku. Wtedy wyleciał z kadry, ale szybko zatęsknił za adrenaliną. Poprosił o kilka treningów Jana Szturca, wujka i pierwszego trenera Małysza. Wrócił do rywalizacji, ale złych nawyków bronił jak niepodległości następne kilka lat.

Powtórzył wyczyn Małysza

Polscy skoczkowie dojrzewają do sukcesów długo. Żyła stanął pierwszy raz na podium mistrzostw świata, gdy miał 26 lat. To było w konkursie drużynowym w Val di Fiemme. Powtórzył sukces w Falun dwa lata później, ale swój pierwszy indywidualny medal MŚ świętował już po trzydziestce w Lahti w 2017 roku. Jego reakcją był mentalny odlot, którego nie spodziewaliśmy się nawet po takim ekscentryku. Przez lata przyzwyczaił wszystkich do nieustannych zgrywów. To była maska, pod którą chował stres i frustrację.

Dziś 36-latek niczego ukrywać już nie musi. W sobotę na normalnej skoczni w Planicy obronił tytułu mistrza świata zdobyty w Oberstdorfie dwa lata wcześniej. Przed nim dokonał tego tylko Małysz - mistrz świata na normalnym obiekcie w latach 2001-2003. Żyła - kiedyś zgrywus i notoryczny przegrany, ma dziś swoje miejsce w historii polskiego sportu.

778 dni bez zwycięstwa w Pucharze Świata

Dla Stocha wyjazd na mistrzostwa świata do Planicy jest podróżą sentymentalną. Tam poznał żonę Ewę, tam się jej oświadczył, kocha to miejsce, lubi kompleks skoczni. 25 maja trzykrotny mistrz olimpijski skończy 36 lat. Wytrwa do następnych mistrzostw, czy to będą jego ostatnie?

Można mieć poważne wątpliwości, zwłaszcza, że skoczek z Zębu podkreśla, iż nie interesuje go przeciętność w sporcie. Jeśli wciąż tkwi na skoczni, to znaczy, że jeszcze wierzy. Chociaż ostatni konkurs Pucharu Świata wygrał 778 dni temu.

Zatrzymał się wtedy na liczbie 39 - dokładnie tyle samo wygranych w Pucharze Świata ma Małysz. Daje to Polakom ex equo trzecie miejsce w historii za Gregorem Schlierenzauerem (53) i Mattim Nykaenenem (46).

O fenomenie Stocha można pisać bez końca, podczas igrzysk i mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym stawał na podium 10 razy. Z czego połowę na najwyższym stopniu. Do tego trzykrotnie odbierał medale mistrzostw świata w lotach i trzy razy wygrywał Turniej Czterech Skoczni. Tę niesamowitą sportową podróż odbyliśmy z nim w zaledwie dekadę. 28 lutego 2023 roku minie 10 lat od złotego medalu Kamila na MŚ w Val di Fiemme. Jego talent eksplodował w wieku 25 lat. W Planicy na normalnej skoczni znów otarł się o podium. Stoch jest zawsze na topie w odpowiednim czasie i miejscu.

0,8 pkt od podium w Planicy

Najmłodszy z nich Dawid Kubacki skończy 33 lata 12 marca. On, dla odmiany, nigdy nie uchodził za wybitny talent. Trzy razy startował w MŚ juniorów i ani razu nie przebił się do serii finałowej. Jego pierwszy trener Zbigniew Klimowski powtarza, że kluczem do sukcesu Dawida były upór, cierpliwość i praca. Jeszcze w Lahti w 2017 roku, gdy Polacy sięgali po historyczne złoto w konkursie drużynowym, uchodził za najsłabsze ogniwo zespołu. To było niedługo przed jego 27. urodzinami.

Dziś ma cztery medale mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym i dwa olimpijskie. Jest wiceliderem Pucharu Świata, wygrał tej zimy pięć konkursów. Można powiedzieć, że przybył do Planicy w życiowej formie. I potwierdził to piątym miejscem na skoczni normalnej. Zaledwie 0,8 pkt od podium.

Żyła wymaże rekord Japończyka?

Cała trójka polskich mistrzów ma za sobą fantastyczne wzloty i bolesne upadki, które ich jednak nie złamały. Nie złamały jedności grupy, od lat trwają ze sobą, bez jednej choćby wojny domowej. Kiedy stawali za Łukaszem Kruczkiem to wszyscy, tak samo jak rok temu w Planicy za Czechem Michaelem Doleżalem. Mylili się z pewnością, widać to dziś po wynikach jakie osiągają z Thomasem Thurnbichlerem. W krytycznych momentach starali się być jednak lojalni wobec trenerów.

Żyła żartuje, że chce wymazać rekordy Noriakiego Kasai, który wygrał zawody Pucharu Świata mając 42 lata 5 miesięcy i 23 dni. Na tej liście zwycięskich weteranów Stoch jest piąty, Małysz siódmy, Żyła ósmy, a Kubacki dziesiąty. W czołowej dziesiątce mamy więc aż czterech skoczków.

Problem zaczyna się, gdy spojrzymy za plecy Kubackiego, Żyły i Stocha. Jest pustka. Bez względu na to, kto prowadził kadrę: Łukasz Kruczek, Stefan Horngacher, Michal Doleżal, czy Thomas Thurnbichler. Wzloty mieli Maciej Kot, Stefan Hula, Klemens Murańka, Jan Ziobro, Jakub Wolny, Aleksander Zniszczoł, Andrzej Stękała, Paweł Wąsek i kilku innych. Dziś nie mamy jednego zawodnika, który mógłby pociągnąć polskie skoki, kiedy złote pokolenie odepnie narty po raz ostatni.

Cieszmy się więc, że niezwykłe trio walczy w Planicy. Od 2001 roku tylko w dwóch z 12 edycji mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym polscy skoczkowie nie stawali na podium. W Oberstdorfie w 2005 roku i Libercu w 2009. Żyła ma siedem medali, Małysz i Stoch sześć, Kubacki cztery. Można przypuszczać, że na tym się nie skończy.

"Perpetui flores" - to był tytuł wystawy fotografii Ewy Bilan-Stoch w Teatrze Witkacego w Zakopanem w styczniu 2020 roku. Z pomocą bukietów z medali żona Kamila pokazała osiągnięcia 30 największych skoczków świata. Podczas kryzysu sportowego męża, Ewa postanowiła wydobyć go z psychicznego dołka, fotografując trofea, które zdobył. Pomysł spodobał się rywalom Kamila. Nie ma takich w sporcie, którzy wyłącznie wygrywają.