DANIEL RUPIŃSKI:
Co to jest ESSA?

KHALID ALI*: Jesteśmy stowarzyszeniem zrzeszającym czołowych europejskich bukmacherów, aby monitorować podejrzane zakłady i starać się im przeciwdziałać. ESSA powstało w 2005 roku, w odpowiedzi na tak zwaną aferę Hoyzera w Niemczech. Po tamtych wydarzeniach postanowiliśmy wprowadzić pewne zabezpieczenia - system wczesnego ostrzegania.

To znaczy? Załóżmy, że macie podejrzenia co do meczu polskiego klubu z macedońskim. Co robicie?

Bazujemy na faktach, udokumentowanych zdarzeniach. Mamy wiele sposobów, by wyśledzić podejrzany mecz. Jeśli jeden z członków ESSA zauważył jakieś niepokojące zdarzenie, kontaktuje się z nami. My pytamy się innych bukmacherów, czy również zauważyli, że coś jest nie tak. Jeśli wszystko się potwierdza i mamy udokumentowane podejrzenia, sprawę kierujemy do tych krajowych federacji, które mogłyby być tym zainteresowane.

Współpracujecie z UEFA?

Oczywiście. W 2006 roku podpisaliśmy z UEFA umowę. Pracujemy z nimi od 4, 5 lat. Jeśli uznamy, że coś jest nie tak, informacje przekazujemy międzynarodowej federacji. Podpisaliśmy z nią dokument, który określa zasady komunikacji między nami a nimi. Mamy również bezpośredni kontakt oraz umowę o współpracy z FIFA, ATP, ITF, WTA, MKOl oraz angielską i niemiecką federacją.

Co UEFA robi z informacjami, które jej przekazujecie?

To już zależy od nich. Ale może sporo. W przeszłości pokazywaliśmy UEFA odpowiedni dokument i mówiliśmy: "Macie, przyjrzyjcie się". Działacze międzynarodowej federacji mogli w odpowiednim momencie zmienić sędziów na dany mecz. Mogli również wejść do szatni arbitrów i im powiedzieć, że niech uważają, bo to spotkanie jest podejrzane, ktoś chciałby, aby zakończyło się remisem 0:0. To zmieniało bieg wydarzeń.

Nie ma pan wrażenia, że UEFA zbyt opieszale reaguje na podejrzenia o ustawienie meczów?













Reklama

UEFA niedawno wprowadziła swój własny system monitorowania, więc myślę, że traktuje ten problem poważnie.

Współpracujecie z bukmacherami "naziemnymi"?

W niektórych przypadkach problemem jest monopol państwowy. Państwowe firmy organizujące zakłady bukmacherskie nie mają tak wysokich standardów bezpieczeństwa jak my. To był problem afery Hoyzera. Zamieszanych w nią było mnóstwo ludzi, którzy dawali kupony podstawionym osobom, ci wchodzili do danych punktów i następnego dnia odbierali pieniądze. A kiedy władze się zorientowały, że coś jest nie tak, było już za późno. Podejrzanych trudno było namierzyć. W internecie natomiast nikt nie jest anonimowy - musisz podać swoje dane, szczegóły dotyczące twojej karty kredytowej i wiele innych informacji o sobie, aby otworzyć konto. Zostawiasz odciski palców. Niedawno ujawniono listę meczów, które podejrzewa się o ustawienie, między innymi spotkania w europejskich pucharach. Ustaliliśmy, że te nielegalne zakłady nie miały miejsca na stronach internetowych naszych członków. To pokazuje, że ochrona ESSA działa. W naszym interesie leży, aby sport był jak najmniej skorumpowany. Bo mamy najwięcej do stracenia ze wszystkich. Nie tylko pieniądze, ale i reputację.

Gdzie jest źródło - skąd pochodzą ci, którzy ustawiają mecze?

Zauważyliśmy silne wpływy azjatyckie, głównie Chiny i kraje sąsiednie. To podziemne, nielegalne syndykaty. Niestety nie mamy dostępu do tamtejszych rynków. Możemy skupić się tylko na europejskich operatorach. Jest również element wschodnioeuropejski. W sprawę Hoyzera oraz ostatnią aferę zamieszana była podobno chorwacka mafia.

A Polska?

Nie wiem, czy dużo podejrzanych zakładów dotyczyło waszego rynku. Wiem tylko, że był jeden czy dwa niepokojące sygnały w zeszłym roku. Ale to tylko spekulacje.

Czy ta afera związana z nielegalnymi zakładami, którą niedawno ujawniła niemiecka policja, to rzeczywiście największy skandal korupcyjny w historii futbolu?

Największa do tej pory była afera Hoyzera. Na razie jednak wydaje się, że to, o czym teraz się dowiadujemy, może być poważniejsze. Trzeba poczekać na nowe fakty. Chciałbym wiedzieć, gdzie dokładnie ci przestępcy się zakładali, kim oni są, gdzie te pieniądze powędrowały i jakich kanałów użyto.

W mediach pojawiły się informacje, że podejrzanym pomagali pracownicy UEFA, którzy mieli im przekazywać dane na temat obsady sędziowskiej meczów. Sądzi pan, że to prawda?


UEFA pomagała podejrzanym? Nic o tym nie wiem. Większość rzeczy, jakie na ten temat czytamy w prasie, to spekulacje.

Sądzi pan, że rzeczywiście obstawiano tylko mniej znaczące mecze czy afera również dotknie spotkania na najwyższym szczeblu, na przykład rundy grupowej Ligi Mistrzów?
















Reklama

Raczej nie. Problem dotyczy głównie niewielkich klubów. Większość drużyn zamieszanych w aferę pochodzi ze wschodu Europy. Ludzie myślą, że wszyscy piłkarze zarabiają bardzo dobrze. W rzeczywistości tylko zawodnicy z najlepszych lig Europy są krezusami w swoim zawodzie i tam naprawdę trudno jest ustawić mecz w Primera Division czy Premier League. Z przypadków, jakie znam, w klubach zamieszanych w aferę albo nie płacono na czas pracownikom, albo nie płacono im w ogóle. To jedna z podstawowych przyczyn korupcji.

p

*Khalid Ali, sekretarz generalny ESSA (European Sports Security Association), stowarzyszenia współpracującego z UEFA m.in. w zakresie zapobiegania nielegalnym zakładom bukmacherskim