"Podejrzewamy chuliganów o zmowę z przedstawicielami władzy" - powiedział były sędzia Mariano Berges, jeden z założycieli fundacji "Ratujmy piłkę nożną" (SAF). Większość z "barras bravas" pochodzi z biednych rodzin, których nie stać na wydatek około 7 tys. dolarów. Tyle kosztuje podróż i pobyt każdego z kibiców w RPA.

Reklama

"Gwiżdżemy na to, skąd są pieniądze. Jeśli od rządu, to dobrze. Jeśli od kogoś innego, to także dobrze. Jeździliśmy za reprezentacją od mundialu w Meksyku (1986) i pojedziemy za nią do RPA" - powiedział anonimowo agencji AFP jeden z radykalnych sympatyków futbolu.

Podejrzenia o współpracę rządu z "barras bravas" nasiliły się, gdy wyszło na jaw, że jeden z polityków partii rządzącej, Marcelo Mallo, publicznie poparł organizację "Zjednoczeni Kibice Argentyny" (HUA).

Według SAF, od 1924 roku 237 osób zginęło w Argentynie wskutek aktów przemocy na tle piłkarskim. Od 1986 roku, gdy "barras bravas" zaczęli wyjeżdżać na mistrzostwa świata, nie dochodziło podczas tych imprez do poważniejszych incydentów z ich udziałem.

Reklama