Przedwczoraj amerykańska telewizja NBC, która w 2003 roku za rekordową kwotę 2,2 miliarda dolarów kupiła prawo do pokazywania na terenie Stanów Zjednoczonych igrzysk w Pekinie i Vancouver, ogłosiła, że po raz pierwszy w historii transmitowanie olimpijskiej rywalizacji przyniesie straty. Powodem jest gorsza, niż zakładano, sprzedaż reklam. Choć stacja ma pełne pokrycie antenowe na emisję reklam, ich ceny nie pozwoliły zbilansować ogromnego wydatku na zakup licencji.

Podobne niebezpieczeństwo grozi TVP. Na Woronicza utrzymują jednak, że liczą się z taką możliwością.

"Nigdy nie zarabia się na transmitowaniu dużych wydarzeń sportowych. Koszty obsługi takich imprez, licencji oraz produkcji są ogromne. Prawa do pokazywania nabywa się ze względów wizerunkowych, z uwagi na bardzo wysoką oglądalność. My liczymy, że uda nam się zbilansować poniesione wydatki" - powiedział nam Zbigniew Badziak, szef reklamy w TVP.

Telewizja publiczna chce osiągnąć swój cel poprzez rzucenie na rynek odpowiedniej liczby produktów reklamowych. W wyniku negocjacji zostanie wyłonionych 2 - 3 sponsorów olimpijskich relacji.

"Chętnych firm jest oczywiście o wiele więcej" - zaznacza Badziak.

Oprócz pakietów sponsorskich do sprzedania będą konkursy SMS-owe oraz klasyczne spoty reklamowe, które będą stanowić główne źródło przychodu.

"Na nasz wynik finansowy będą miały wpływ dwa czynniki. Po pierwsze podczas igrzysk będzie obowiązywał nas inny cennik niż normalnie. Po drugie podwyżka nastąpi również w paśmie sąsiadującym z programami olimpijskimi. W żadnym wypadku nie mogę jednak zdradzić cen, ponieważ dopiero w czwartek oficjalnie publikujemy cennik. Powiem tylko tyle, że w porównaniu do zwykłego pasma reklamowego będzie o 20 procent drożej" - dodaje Badziak.

"DGP" już dziś dotarł do cennika pakietów sponsorskich. Według naszych informacji najdroższy z nich w prime time w programie 1, przewidujący emisję 132 8-sekundowych billboardów w godzinach 18 - 23, kosztować będzie 400 tys. zł netto. Ten sam czas antenowy dla programu 2 został wyceniony na 338 tys. zł (za 222 wskazania sposnorskie).

Właśnie na zainteresowanie relacjami w tym czasie najbardziej liczy TVP. - Tak się szczęśliwie składa, że ze względu na różnicę w czasie między Warszawą a Vancouver nasze największe gwiazdy, czyli Justyna Kowalczyk i Adam Małysz, będą startowały w godzinach popołudniowych, głównie między 19 - 21. To właśnie dzięki temu możemy ten czas odpowiednio wycenić - tłumaczy Badziak.

Wycena TVP to jedno, a cena, jaką uda się uzyskać, to zupełnie co innego.

"Jeśli znajdą się chętni, aby kupić pakiety i breaki reklamowe po cenach proponowanych przez telewizję, to procedura się kończy. Może jednak stać się tak, że ewentualni kontrahenci nie będą chcieli płacić tyle, ile żąda TVP, wówczas pomysł podwyższenia cen o 20 proc. spali na panewce - tłumaczy nam przedstawiciel jednego z domów mediowych, zajmujących się pośrednictwem w sprzedaży reklam. - Fakt, że chodzi o igrzyska, niczego tu nie zmienia. My jako domy mediowe mamy podpisane długoterminowe umowy i TVP nie może ich tak po prostu zmienić" - dodaje nasz informator.

Według niego ceny za emisję pojedynczego 30-sekundowego spotu reklamowego, które są znacznie droższe niż wskazania sponsorskie, w czasie najwyższej oglądalności będą wahały się w granicach 50 - 100 tys.

Pytanie czy przychody na tym poziomie pozwolą TVP wycofać koszty poniesione na m.in. zakup licencji.

"Myślę, że jest to realne. Pamiętajmy, że Amerykanie kupują prawa do transmisji jako stacja jedna z trzech głównie konkurujących na tamtejszym rynku. TVP natomiast nabywa je w ramach EBU (Europejskiej Unii Wydawców) i płaci kilkunastokrotnie mniejsze kwoty. Można powiedzieć, że Europejczycy nie stali się dojnymi krowami dla MKOl, którego cały przychód z tytułu sprzedaży praw do transmisji wynosi 5,5 mld dol. TVP nie musi więc odzyskiwać aż tak ogromnych pieniędzy, jak NBC" - wyjaśnia Kita. "Myślę, że propozycja 20-procentowej podwyżki cen reklam w czasie olimpijskich relacji jest zupełnie realna" - dodaje.

























Reklama