Nikt nie chce stracić kasy z Canal Plus, dlatego nawet biedne kluby wykładają duże pieniądze, oferując zawodnikom godne kontrakty. W dodatku nie chcą byle kogo. Mauro Cantoro, Arkadiusz Onyszko, Marek Saganowski, Maciej Sadlok i Kamil Glik to pierwsze z brzegu nazwiska otwierające listy życzeń rywalizujących o gwiazdy zespołów.

Reklama

Zjawisku, które obserwujemy prawie od dwóch tygodni, towarzyszą wielkie hasła. - Chcielibyśmy robić jeden transfer każdego dnia - rzucił prezes Piasta Gliwice Jacek Krzyżanowski zaraz po podpisaniu 4 stycznia umowy z Mariuszem Zganiaczem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale Ślązacy mają już wypożyczonego z Legii Adriana Paluchowskiego oraz Bartosza Iwana, za którego zapłacili 250 tys. zł GKS Katowice.

Największe wrażenie robi jednak zakup Zganiacza, który bardzo długo wahał się pomiędzy Piastem i Odrą Wodzisław. W końcu wybrał tych, którzy dali więcej. Według naszych informacji gliwiczanie zaoferowali 150 tys. zł za podpis, 300 tys. zł brutto rocznie i 5 tys. zł za każdy rozegrany mecz.

- Ciężko walczyć o zawodników, gdy wokół nich kręci się tylu menedżerów, a oni sami otrzymując ofertę, chwalą się tym w mediach i biegną do innego klubu, by spytać, czy tam dostaną więcej - skomentował porażkę Dariusz Kozielski, człowiek odpowiedzialny za transfery w Wodzisławiu.

Wizja upadku sportowego nie byłaby tak dotkliwa, gdyby w parze z tym nie szedł upadek finansowy spowodowany utratą kasy z umowy telewizyjnej. Po wielkim Górniku, który jeszcze wiosną płacił dużo i przed terminem, zostało wspomnienie. A przecież w Zabrzu jest zamożny właściciel - firma Allianz, o którym w Gliwicach czy Wodzisławiu mogą tylko pomarzyć.

Skoro Górnik ma duży problem bez środków z Canal Plus, to strach pomyśleć, co stałoby się z jego ubogimi krewnymi z regionu. - Dlatego lepiej teraz wyłożyć nawet trzydzieści tysięcy na miesięczną pensję dla piłkarza, który może pomóc w dużym stopniu w walce o utrzymanie, niż stracić miliony - zauważa Grzegorz Mielcarski, ekspert telewizyjny.

Tort Canal Plus o wartości 120 mln zł jest dzielony na trzy części. Jedna z nich, w kwocie 60 mln zł jest dzielona po równo na szesnaście drużyn. Każdy ma więc gwarancję, że otrzyma 3,75 mln zł. Jeśli do tego dorzucić transmisje (151 tys. zł jedną) i nagrodę za miejsce na koniec sezonu, to każdy z zespołów dostanie nie mniej niż 4mln zł. Ambitni prezesi nie myślą jednak o kwotach minimalnych.

Reklama

- Przez słabą jesień straciliśmy dwa miliony z Canal Plus. Dlatego lepiej teraz wyłożyć pieniądze na zawodników, którzy zrobią różnicę, i uplasować się w czołówce - uważa Józef Wojciechowski, prezes 14 w tabeli Polonii Warszawa. Właściciel jednej z największych polskich firm deweloperskich nie przejmuje się pozycją i w ciemno zakłada, że nowi gracze pchną zespół na właściwe tory.

>>> Czytaj także: W Wiśle nadal wierzą w Andraża Kirma

p