Departament Dziedzictwa Kanadyjskiego i Statusu Kobiet wyłożył z własnego budżetu 20 mln dol. na ceremonię otwarcia igrzysk. I urzędnicy dali organizatorom (VANOC) jasno do zrozumienia, kto ma w niej uczestniczyć. Narodową flagę niosło sześcioro oficerów Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej – wśród nich kobieta, biały mężczyzna, czarnoskóry oraz gej. W dalszej części ceremonii skupiono się na mniejszościach narodowych – byli szamani oraz indiańscy wojownicy w swoich kanu pokazujący, że Vancouver to nie tylko biali, czarni i żółci, ale też czerwonoskórzy. „To było tak poprawne polityczne, jak tylko się dało” – napisze potem dziennikarz Vancouver Sun.

Reklama

Jednak już podczas prezentacji olimpijczyków doszło do małego zgrzytu (świadczącego zresztą o poprawności Kanadyjczyków). Podobno czarnoskóra gubernator generalna Kanady Michaelle Jean wyraziła zdziwienie, że niemal wszyscy kanadyjscy sportowcy są biali. Delikatnie jej wytłumaczono, że czarnoskórzy – generalnie – mniej garną się do sportów zimowych. Skrytykowano również fakt, że podczas ceremonii za rzadko obecny był język francuski – jeden z dwóch języków urzędowych w Kanadzie. – Powinno być więcej francuskiego. Prawie cały koncert był po angielsku, z jedną francuską piosenką – kręcił głową minister dziedzictwa James Moore. I znów delikatnie wytłumaczono, że to nie jest tak, jak na pierwszy rzut oka wyglądało. Niezwykle widowiskowy występ dali akrobaci z Ecole national de cirque z Montrealu, a dwóch dyrektorów ceremonii pochodziło z Quebecu. Poza tym w ceremonii brał udział Garou. Zaproszono również Celine Dion. Tylko nie mogła przyjechać.

Waga oskarżeń oraz gorliwość, z jaką tłumaczyli się z nich organizatorzy, świadczy o dużej wrażliwości działaczy VANOC na kwestie poprawności. Zresztą to widać choćby na ulicach Vancouver. Policjanci oraz służby porządkowe byli szkoleni, aby unikać mówienia w obecności turystów słowa „nie”. Preferowane wyrażenie to „tak, ale…”. Żaden funkcjonariusz nie może śmiać z czyjegoś wyglądu, ani traktować protekcjonalnie kogoś, kto ma na przykład symbole komunizmu na koszulce. A już na pewno nie może nosić widocznych symboli religijnych.

Nikt w wiosce olimpijskiej nie może doświadczyć „strat moralnych”. Powoływano się na przykład pochodzącej z Finlandii obywatelki Włoch, która domagała się zdjęcia krzyża w jednej z włoskich szkół. Oficjalne wioski posług religijnych w Vancouver (Villages Religious Services) owszem są, ale nie mogą się zbytnio rzucać w oczy. Obecne są strefy dla przedstawicieli pięciu największych religii, jednak duchowni, według zaleceń VANOC, nie powinni przebywać w wiosce olimpijskiej, nie mogą również posiadać żadnych „świętych ksiąg”.

Departament Dziedzictwa partycypował również w kosztach sztafety z ogniem olimpijskim (25-milionowy wkład). Łatwo się domyśleć, jakie wydano dyrektywy. Pochodnię mieli nieść Alwyn Morris, reprezentant Mohawków oraz Shirley Firth, powszechnie kojarzona ze społecznością Inuitów. Nie zapomniano też o przyjaciołach z USA (Arnold Schwarzenegger) oraz lobby palaczy marihuany, popularnej w Vancouver używki (Ross Rebagliati).

>>>Czytaj dalej>>>



Reklama

Jednak chyba najbardziej zadowolone ze swojego statusu na tych igrzyskach są mniejszości seksualne. Aktywiści ze środowisk gejowskich zauważają, że homoseksualiści podczas olimpiady w Atenach byli niemal ostentacyjnie pomijani przez duże stacje telewizyjne, czego najlepszym przykładem jest złoty medalista w skokach do wody Matthew Mitcham, którego życie prywatne w ogóle nie interesowało telewizji NBC (mimo że innych, heteroseksualnych sportowców – już tak). W Vancouver wszystko się zmieniło. NBC użyło piosenki lesbijki Melissy Etheridge jako podkładu muzycznego pod transmisję z ceremonii otwarcia. Ten sam utwór słyszeli widzowie, gdy złoty medal odbierał Kanadyjczyk Alexandre Bilodeau. Poza tym stacja nie stroni od materiałów na temat Johnny’ego Weira (i jego ubrań) – łyżwiarza figurowego, który otwarcie opowiada o swojej seksualności i o tym, że sprzeciwia się głosom, aby jego dyscyplinę uczynić nieco mniej „gejowską”.

Organizatorzy zadbali o to, aby mniejszości seksualne czuły się na olimpiadzie w miarę komfortowo. Podczas ceremonii otwarcia jeden z utworów na żywo wykonała K. D. Lang, zadeklarowana lesbijka. Ponadto VANOC, jako pierwszy komitet organizacyjny w historii igrzysk, przyczynił się do stworzenia na czas igrzysk, tzw. pride house’ów, w których homoseksualni sportowcy, trenerzy czy ich rodziny mogą czuć się swobodnie. Jeden pride house stanął w Vancouver. Jego pracownicy skupiają się na informowaniu, edukowaniu i propagowaniu. Drugi znajduje się w Whistler i z założenia jest bardziej rozrywkowy.

Jeden z pride house’ów odwiedził znany pływak, były mistrz olimpijski z Barcelony Mark Tewksbury, który stwierdził, że na tego typu przedsięwzięcie nie miałoby miejsca w czasach, gdy on jeszcze startował. – Występ na olimpiadzie był jak przebywanie w okupowanym kraju, w którym nie wiedziałeś, co komu można powiedzieć – twierdzi Tewksbury. – Olimpiada w Vancouver jest pod tym względem wyjątkowa. VANOC poprosił mnie na przykład, abym przed ceremonią otwarcia przemówił do kanadyjskich sportowców i powiedział coś o sobie, o byłym zawodniku, który otwarcie przyznaje się do swojego homoseksualizmu.

VANOC cieszy się również, że na igrzyskach startuje czwórka kobiet, które publicznie stwierdziły, że są lesbijkami i w Vancouver czują się bardzo dobrze. Pojawiły się jednak obawy, co będzie za cztery lata, gdy olimpiada odbędzie się w rosyjskim Soczi.