Łukasz Kubot w lutym - jako pierwszy Polak od czasów Wojciecha Fibaka - znalazł się w pierwszej "50" rankingu ATP World Tour. Spełniło się jego największe marzenie. 28-letni tenisista udanie łączy grę w singlu i deblu razem z Austriakiem Oliverem Marachem.

W środowisku tenisowym Kubot ma opinię introwertyka, odludka, mruka, osoby ambitnej, perfekcjonisty, ale przede wszystkim kogoś, z kim trudno nawiązać kontakt, kto bardzo rzadko kogoś dopuszcza do siebie.

Reklama

"Może to się bierze z tego, że jestem bardzo skoncentrowany na tym co robię, na swojej karierze, bo wszystko się wokół niej toczy. Nie czuję wstrętu do ludzi, ale może unikam kontaktów z ludźmi, bo zajmuje mi to dużo energii. Przede wszystkim na turniejach staram się między meczami dużo odpoczywać i jak najwięcej energii zaoszczędzić na treningi i tak dalej" - powiedział PAP Kubot.

"Faktycznie można powiedzieć, że jestem osobą ciężko osiągalną, żeby złapać kontakt ze mną. Tak jest ze względu na to jaką mam pracę, ale jestem zawsze otwarty dla rodziny, dla przyjaciół, także zawsze mam dla nich czas. Dużo jeżdżę po świecie, ale zawsze jestem w kontakcie z rodziną nie tylko w dobrych momentach, ale i kiedy mi nie idzie, to podtrzymują mnie na duchu. Mam też swój team, swoją drużynę i to są ludzie odpowiedzialni za wszystko" - dodał.

Kubot od półtora roku współpracuje z czeskim trenerem Tomasem Hlaskiem i Ivanem Machitką odpowiedzialnym za przygotowanie fizyczne oraz kondycyjne. Na każdym kroku podkreśla, że to im zawdzięcza obecny progres wynikowy i rankingowy, ale na co dzień stroni od rozgłosu i mediów. Przy tym jest szalenie konsekwentny i uparty w realizacji swoich celów, dość ambitnych.

Właśnie tym cechom zawdzięcza to, że jest w pięćdziesiątce ATP, choć udało mu się to dopiero w wieku 28 lat. Przez większość kariery próbował się przebijać przez eliminacje do największych turniejów i awansować do czołowej setki rankingu w singlu, a grę podwójną traktował nieco po macoszemu.

Dopiero w ubiegłym roku postanowił skupić się na deblu i grać stale z Oliverem Marachem, a celem było miejsce w czołowej ósemce i występ w mastersie - kończącym sezon ATP World Tour Finals. Polsko-austriacka para wystąpiła w londyńskiej hali O2 i była bliska wyjścia z grupy do półfinału.

"Nie udało się, ale pojechaliśmy tam z Olim, żeby zebrać doświadczenia i pod tym względem występ w Londynie był udany. Szkoda trochę, że mimo dwóch zwycięstw nie weszliśmy do półfinału, ale takie są uroki systemu grupowego i samego mastersa" - wspomina Kubot.

Reklama

W tym roku duet Kubot-Marach nie ma problemów z potwierdzeniem swojej przynależności do światowej czołówki debli. W lutym wybrał się na udane tourne po Ameryce Południowej, w ramach którego trzykrotnie osiągnął finały w turniejach ATP Tour. Wygrał w dwóch z nich: w chilijskim Santiago i w niedzielę w Acapulco, a poniósł porażkę tylko w Costa do Sauipe.

Brazylijski kurort położony nad brzegiem Atlantyku okazał się szczęśliwy dla Kubota, bowiem osiągnął tam drugi w karierze finał w ATP Tour. Pojedynek z Hiszpanem Juanem Carlosem Ferrero nie był dla niego zbyt udany, bowiem zdołał w nim wygrać tylko jednego gema i to przy serwisie rywala.