Czy to już pewne, że odchodzi pan z Legii?
Podjąłem ostateczną decyzję, że wyjeżdżam. Ze strony Legii nie widać żadnej chęci, by mnie przekonać żebym został. Wręcz przeciwnie - rzucane mi są kłody pod nogi.
Legia chciała drastycznie obniżyć pański kontrakt.
Niemal o połowę. Zaproponowano mi 150 tysięcy euro netto rocznie i dodatkowe pieniądze za każdy mecz w jakim bym wystąpił. Przemyślałem tę propozycję i byłem skłonny ją zaakceptować. Niestety, w zeszłym tygodniu, na drugim spotkaniu z panem Mirosławem Trzeciakiem dowiedziałem się, że nowa oferta klubu jest jeszcze gorsza - po raz kolejny zmniejszono wartość umowy o pewną sumę i wycięto pewne dodatki, które do tej pory obejmowała.
O jakie dodatki chodzi?
O takie, które były i są w kontraktach wielu zawodników grających w Legii. Chodzi o bilety lotnicze dla mnie i mojej rodziny oraz dofinansowanie wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Są w klubie inni zagraniczni piłkarze i mają w kontraktach zapewnione bilety, mimo że mieszkają w Warszawie sami. Skoro Legia postanowiła mi te dodatki zabrać uznałem, że klub tak naprawdę nie chce przedłużyć ze mną umowy.
To były jedyne rozbieżności?
Nie zgadzaliśmy się również w sprawie długości nowego kontraktu. Ja chciałem zostać w Warszawie 2,5 roku i zakończyć tu karierę, Legia zaproponowała przedłużenie umowy o półtora roku.
Działacze Legii twierdzą, że zmienia się tylko podstawa pańskiego kontraktu. Podkreślają, że jeśli byłby pan zdrowy i grał, a nie leczył kontuzje, to mógłby pan zarobić tyle, co do tej pory.
To nieprawda. Nawet jeśli zagrałbym w przyszłym sezonie we wszystkich meczach, to ostateczna kwota i tak nie dałaby kwoty, którą zarabiam obecnie.
Dziwi się pan Legii, że się boi? W tym roku więcej pan się leczył, niż grał.
Ale ja w minionym sezonie nie miałem całej plagi urazów. To była jedna jedyna kontuzja, jeszcze z marca, której leczenie powinno było zająć pięć tygodni. Zajęło pięć miesięcy, co związane było z tym, że nie miałem zapewnionego odpowiedniego procesu odnowy. Z kolei w meczu z Lechem, kiedy zszedłem z boiska jeszcze w pierwszej połowie, nie doznałem nowej kontuzji - było to zmęczenie mięśnia spowodowane brakiem regularnego treningu. Mimo to zgodziłem się na kontrakt "produkcyjny" za zagrane mecze i rozumiem, że klub boi się zaryzykować. Z drugiej strony w klubie nie tylko ja jestem podatny na kontuzje. Tymczasem mówi się jedynie o tym, że Edson jest kontuzjogenny. Więc jeszcze raz podkreślam - to był tylko jeden jedyny uraz.
Obwinia pan o tak długi proces leczenia lekarza Legii?
Nie, to nie jest wina doktora Machowskiego - on robił wszystko jak należy. Winny jest system leczenia, który zwyczajowo stosuje się w Polsce. W Warszawie nigdy nie dowiedziałem się nawet co mi tak właściwie dolega. Po pewnym czasie, zdenerwowany brakiem poprawy stanu zdrowia, na własną rękę i za własne pieniądze pojechałem na dwa tygodnie do Portugalii. Tam niemal natychmiast ustalono, że naderwałem mięsień, a proces leczenia oceniono na pięć tygodni. W wakacje odwiedziłem dwie kliniki w Brazylii - powiedziano mi dokładnie to samo. Proces leczenia, jaki zastosowano w Polsce, bardzo utrudnił mi życie, ale nie obwiniam nikogo ze sztabu Legii.
Czyli zacofana jest cała polska medycyna sportowa?
Nie chcę się w ten sposób wyrażać. Każdy z krajów ma swoją filozofię leczenia. W Polsce chcieli to robić właśnie tak, a ja musiałem to zaakceptować, mimo że w każdym innym państwie leczenie trwałoby o wiele krócej.
W tej chwili jest pan już zdrowy?
Oczywiście. Ostatnio odpoczywałem po przypadkowym kopniaku, jaki dostałem na treningu od Ariela Borysiuka. Nie grałem, bo potrzebowałem chwilowego odpoczynku, ale to nie była żadna kontuzja. Teraz jestem w stu procentach gotowy do gry.
Mówi się, że w Legii wiedzą, iż nie ma pan żadnych propozycji i stąd wynikają tak twarde negocjacje.
W tej kwestii Legia się myli. W czasie swojej kariery poznałem wielu ludzi, którzy znają mój charakter, możliwości i wiedzą jakiego formatu jestem graczem. Na pewno nie zostanę bez klubu. Tym bardziej, że jestem wolnym zawodnikiem z kartą na ręku.
Zostaje pan w Polsce, czy chociaż w Europie?
Po ostatnim meczu jadę na kilka dni do Portugalii, bo mam stamtąd wstępne propozycje, które będę rozważał. Nie chcę jeszcze wracać na stałe do Brazylii. Rozważę każdą ofertę dobrą pod względem finansowym - czy to będzie Korea, Japonia, czy Izrael. Priorytetem jest jednak Europa. Na grę w innym polskim klubie też bym się zgodził.
Czuje pan żal do Legii? O zarobkach nowych nabytków z Hiszpanii nikt w klubie nie mówi, chociaż ci piłkarze w ogóle nie grają.
Nie chcę tego oceniać. Niech to zrobi pan Trzeciak, który tych piłkarzy sprowadził. Nie ukrywam jednak, że to wszystko tylko pogłębia moją złość, bo ja jestem zawodnikiem, który niczego nie musi już udowadniać. Pokazałem w Legii na co mnie stać. Chciałbym grać dla Legii, ale klub nie wykazał żadnego zainteresowania. Powiedzmy sobie szczerze - dla dużego klubu takie szczegóły jak mieszkanie nie mają znaczenia. Podobne spory mają jedynie zniechęcić zawodnika. Mimo wszystko zabieram z Warszawy jak najlepsze wspomnienia, szczególnie z pierwszego mistrzowskiego sezonu. Myślę, że kibice też zapamiętają mnie z dobrej strony i doceniają to, co robiłem dla Legii. Trudno - życie toczy się dalej, trzeba podnieść głowę i iść do przodu.
A może trzeba było odpuścić te bilety, mieszkanie i po prostu zostać?
Pod względem finansowym jestem już od dawna ustabilizowanym człowiekiem, więc nie o to chodzi. Kolejne przeszkody, jakie tworzyła podczas negocjacji Legia świadczyły niestety o braku szacunku i uznania za to, co do tej pory dla klubu robiłem. Dlatego czas powiedzieć "do widzenia".