Przed meczem życzyłem sukcesu Rogerowi - ze względu na historię tenisa - ale im dłużej ten mecz trwał i się komplikował, tym bardziej byłem za Roddickiem, bo na to zasłużył. Mało kto zwrócił uwagę na to, że ten finał zakończył się wielką niesprawiedliwością. Dlatego właśnie Roddick odczuwał potem taki żal. Pod koniec meczu słońce było już bardzo nisko i świeciło Amerykaninowi prosto w oczy, podczas gdy Federer stał po zacienionej stronie kortu. W tym ostatnim gemie, najważniejszym w całym meczu, Roddick oddał kilka niesamowicie istotnych punktów. Nie widząc dobrze piłki, zagrywał nieczysto, ramą. Nie było tak, że Federer zagrał jakieś niesamowite returny, passing shoty, że pokonał rywala, wywołując zachwyt trybun i jęk rywala. Nie, to był absolutny dramat Roddicka, że w ten sposób zakończył ten mecz. Jako tenisista stwierdzam, że obiektywnie Amerykanin był w finale lepszy od Szwajcara i tak naprawdę zasłużył na zwycięstwo. Sam fakt, że 37 razy z rzędu nie przegrał swojego podania - przeciwko Federerowi! - świadczy o tym, z jaką grał regularnością, walecznością, koncentracją, starannością i precyzją. A przecież miał kompleks rywala, z którym tyle razy przegrał, tak bardzo się go bał. Oddaję wielki hołd Roddickowi.

Reklama

Oczywiście Roger też zasłużył na ogromny szacunek. W drugim secie Amerykanin w tie-breaku prowadził 6:2. Odniosłem wrażenie, że pierwszą z piłek setowych zagrał wtedy minimalnie ulgowo. Okazało się, że takiego mistrza jak Federer nie można zlekceważyć nawet przy tak wysokim prowadzeniu. Szwajcar wykorzystał szansę i wygrał seta.

Roger niewątpliwie przeżył wspaniałe chwile. Z trybun mecz oglądają Sampras, Borg, Laver, Nastase, czyli ci najwięksi, najwspanialsi tenisiści, Nadal to samo robi z bijącym sercem gdzieś na Majorce, bo przecież Szwajcar wygrywa i przejmuje pozycję numer jeden, a on na oczach ich wszystkich pisze historię!

Oczywiście można powiedzieć, że Rod Laver w swoich sześciu najlepszych latach nie zagrał w ani jednym turnieju wielkoszlemowym, ale wszyscy już uznają, że ta piętnastka Rogera i styl w jakim wygrywa, zwłaszcza że robił to na różnych nawierzchniach, to fantastyczne osiągnięcie.

Jestem spokojny o Federera, nie wierzę by zadowolił się swoimi osiągnięciami. Roger jest perfekcjonistą, kocha tenis, kocha historię tenisa. W każdym wywiadzie podkreślał, jak duże znaczenie miało dla niego to, że na mecz przylecieli Sampras, Laver, Borg i inni. To jest wspaniałe.

Jest to też jakaś wskazówka dla Agnieszki Radwańskiej, która niestety nie jest zainteresowana historią. Czytałem, że w Londynie przeszła obok kortu, na którym grał John McEnroe, i nawet nie spojrzała w jego stronę. Dla mnie jest to nie do pomyślenia, będąc na jej miejscu pożerałbym wzrokiem takiego tenisistę, podpatrywał, spytał o radę. Agnieszka jest takim małym geniuszem taktycznym, czasami pomaga jej intuicja, ale nie ma tej potrzeby, żeby rozwijać te swoje horyzonty tenisowe, zapytać o zdanie innych tenisistów. A to jest bardzo ważne. Jeżeli coś naprawdę się kocha, to nie jest to kwestia jedynie wyjścia na kort, ale także ta pasja.