W ostatnim wyścigu sezonu nie brakowało dramaturgii. Po 21 rundach Verstappen był liderem klasyfikacji generalnej, drugi Hamilton miał tyle samo punktów, ale mniejszą liczbę zwycięstw w wyścigach. Holender wywalczył w sobotę pole position, siedmiokrotny mistrz świata ruszał z drugiej pozycji.

Reklama

Holender prowadził w tym wyścigu tylko przez kilkaset metrów pierwszego okrążenia i przez ok. połowę ostatniego. 24-letni kierowca stracił pozycję lidera tuż po starcie. Chwilę później, jeszcze na pierwszym "kółku", zaatakował Hamiltona po wewnętrznej i minął go, pozostając na torze. Brytyjczyk wyjechał poza jego obręb, aby uniknąć kolizji z Holendrem, następnie "ściął" następny zakręt i wrócił ponownie na pozycji lidera. Sędziowie po krótkiej analizie uznali, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.

Kolejną chwilę zwątpienia Hamilton mógł mieć po zmianie opon. Po powrocie na tor "utknął" za drugim z kierowców Red Bulla Sergio Perezem, który wówczas był jeszcze przed pierwszą wizytą w alei serwisowej. Meksykanin potrafił przez pewien czas bronić się przed atakami Brytyjczyka i spowolnił go na tyle, że Verstappen odrobił ok. 10 sekund, zmniejszając stratę do niespełna dwóch.

"Checo" jest legendą - powiedział wtedy przez radio Holender, używając pseudonimu kolegi z zespołu.

Hamilton wyprzedził w końcu Pereza, a następnie odzyskał tempo i konsekwentnie powiększał przewagę nad Verstappenem. Później, po kraksie innego zawodnika na torze, został wprowadzony wirtualny samochód bezpieczeństwa. Ten moment na zmianę opon wykorzystał Verstappen, który po wznowieniu rywalizacji wciąż miał jednak blisko 20 sekund straty do Hamiltona.

Dość szybko przewaga Brytyjczyka stopniała do 11 sekund, ale później się ustabilizowała i wszystko wskazywało na to, że kolejność na pierwszych dwóch lokatach już się nie zmieni. Jednak kilka okrążeń przed metą "w sukurs" Red Bullowi przyszedł Kanadyjczyk Nicholas Latifi (Williams), który uderzył w barierkę i zablokował część toru. Nie odniósł żadnych obrażeń, ale doprowadził do pojawienia się na torze samochodu bezpieczeństwa. To oznaczało, że Verstappen znalazł się tuż za plecami Hamiltona i miał do tego świeższy komplet opon.

Do ścigania kierowcy wrócili tylko na jedno okrążenie i Holender swoją szansę wykorzystał bezbłędnie, wyprzedzając Brytyjczyka po wewnętrznej. Był to manewr, który dał mu pierwszy tytuł mistrzowski w karierze.

Reklama

"Szaleństwo. Nie do wiary. Chłopaki, możemy to robić jeszcze przez 10, 15 lat" - powiedział przez radio triumfator.

"Potrzebne nam było trochę szczęścia i tym razem je mieliśmy" - dodał szef Red Bulla Christian Horner.

Max Verstappen jest synem kierowcy wyścigowego Josa, który występował w Formule 1 w latach 1994-2003.

"To Max jest mistrzem świata, ale w tej chwili ja też się tak czuję" - skomentował Jos Verstappen.

Na pocieszenie Mercedesowi pozostał ósmy tytuł mistrza świata konstruktorów. Niemiecki team triumfuje w tej klasyfikacji nieprzerwanie od 2014 roku.

Trzecie miejsce w Abu Zabi zajął Hiszpan Carlos Sainz jr (Ferrari).

Niedzielny wyścig był ostatnim w karierze Fina Kimiego Raikkonena, który jest rekordzistą świata pod względem liczby startów w Formule 1 - 349. Zawodnik Alfa Romeo Racing Orlen miał w Abu Zabi niegroźny wypadek, po którym nie mógł jednak kontynuować jazdy. Później ten sam los podzielił jego kolega z teamu Włoch Antonio Giovinazzi. W przyszłym sezonie zastąpią ich Fin Valtteri Bottas oraz Chińczyk Zhou Guanyu.