Kantor i Łosiak w 2018 roku byli liderami światowego rankingu i mieli na koncie 14 występów w turniejach World Touru zakończonych na podium, w tym dwa triumfy. W kolejnych latach wielokrotnie na drodze stawały im kontuzje. Sytuacji nie ułatwiła im także spowodowana pandemią COVID-19 roczna przerwa w startach w imprezach WT, podczas których można było zdobyć punkty do olimpijskiego rankingu. W związku z tym wszystkim niespodziewanie aż do ostatniej chwili walczyli o przepustkę na igrzyska w Tokio. Przełom nastąpił pod koniec maja - najpierw zwyciężyli w Soczi, a następnie na początku czerwca w Ostrawie dotarli do ćwierćfinału. Właśnie miejsce w "ósemce" czeskich zawodów gwarantowało im kwalifikację.

Reklama

Kto był w środku tej całej naszej układanki, ten wie, jak było naprawdę i ile nas to kosztowało. Tak naprawdę występem w tym ostatnim możliwym turnieju WT zapewniliśmy sobie awans. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę. Na pewno nie spodziewaliśmy się, że tak będzie. Ale życie nas zweryfikowało - kontuzje i inne sprawy. Musieliśmy sobie z nimi poradzić, ale daliśmy radę - podsumował Łosiak.

Zapytany, czy uważa się za wielkiego pechowca, biorąc pod uwagę przebieg trzech ostatnich lat, nie odpowiedział jednoznacznie.

Może tak, może nie. Nie chciałbym tak tego nazywać. Różnie można sobie dopowiadać. Czy to był pech, czy nie. Tak wyszło. Tak nas życie zweryfikowało i przed takim trudnym zdaniem nas postawiło, że musieliśmy sobie z tym poradzić lepiej lub gorzej. Na końcu dobrze to wyszło. Teraz musimy się skupić na tym, co jest teraz, czyli na igrzyskach. Musimy wywalczyć na nich coś fajnego - stwierdził 29-letni zawodnik.

Przyznał, że w trudnym okresie nie zawsze miał przekonanie, że jemu i jego boiskowemu partnerowi uda się wywalczyć olimpijską przepustkę.

Skłamałbym, gdyby powiedział, że cały czas w stu procentach wierzyłem. Bo miałem też swoje chwile zwątpienia i momenty słabości. Tej cierpliwości, która nam była potrzebna, czasami też brakowało, gdy nam co chwilę podcinało skrzydła. Były więc te momenty zwątpienia, ale otaczali nas ludzie, którzy nam tej odwagi i otuchy dodawali. Wierzyli czasem nawet bardziej niż my. Na pewno należą im się teraz podziękowania. Począwszy od trenerów po rodzinę. Jeżeli mieliśmy te słabsze momenty, to oni zdecydowanie ciągnęli nas w górę - relacjonował.

Łosiak i jego rówieśnik Kantor brali już udział w igrzyskach w Rio de Janeiro. Do turnieju olimpijskiego przystępowali jako młody, ale już potwierdzający duże aspiracje duet. Przed tamtym startem wygrali zawody WT w tym brazylijskim mieście i jeszcze trzykrotnie zajęli trzecie miejsce w innych zawodach tego cyklu. Igrzyska jednak były dla nich nieudane - odpadli już w barażu o 1/8 finału.

Reklama

Teraz mam tę przewagę, że jestem bardziej doświadczony niż pięć lat temu. Na tamtym igrzyskach, jeśli miałbym siebie oceniać, zagrałem prawdopodobnie najsłabsze zawody. Bardzo kiepsko mi się grało. Może dlatego, że to były moje pierwsze igrzyska. Oczekiwania były duże. Moje też - względem tej całej otoczki, wioski olimpijskiej, posiłków itd. Wydawało się, że to będzie wszystko fajnie, tak na tip-top, a tak naprawdę to jest robione masowo. Trzeba się na przygotować, że warunków nie ma idealnych. Dotyczy to pokojów, posiłków, czekania na autokary, że dojazd na boiska zajmuje godzinę czy dwie. Trzeba to przeżyć i być na to przygotowanym. Teraz na pewno będziemy, jeśli chodzi o takie rzeczy. Trzeba się skupić na grze, trzeba wierzyć w siebie, skoncentrować się na danym meczu i nie myśleć o przyszłości tylko o tym, co jest teraz. Myśleć wyłącznie o pierwszym spotkaniu, a potem zobaczymy, co będzie dalej - analizował broniący w tej parze.

Potwierdził, że w przypadku rozpoczynających się w piątek igrzysk w Tokio też ma oczekiwania dotyczące swojej gry. Ale ma świadomość, że wybieganie za daleko w przyszłość nie jest dobrą drogą.

Na pewno mam jakieś oczekiwania, ale chcę po prostu dobrze się bawić i dobrze zagrać. Poczuć tę atmosferę, mimo że na trybunach nie będzie kibiców i być z siebie zadowolonym. Mieć poczucie, że dało się z siebie 100 procent, niezależnie od tego, czy wróci się z medalem czy bez. Znamy swoje możliwości. Wiemy, że nasza para jest w stanie wywalczyć nawet złoto, bo pokazywaliśmy to w innych turniejach. Musimy tylko w siebie wierzyć i powoli iść krok po kroku, od meczu do meczu. Zacząć od fazy grupowej i potem iść do przodu - zaznaczył.

W Tokio poza nim i Kantorem zaprezentuje się również duet Grzegorz Fijałek i Michał Bryl. Obie pary w drugiej połowie czerwca były na zgrupowaniu w Orlando. Służyło ono treningom w warunkach podobnych do tych, które panują w stolicy Japonii.

Te treningi przygotowały nas do startu w Tokio. Panują tu zbliżone warunki - jest bardzo wilgotno i słonecznie. Organizm to zapamiętał i myślę, że to nam jakoś pomoże. Dotarliśmy na miejsce siedem dni przed pierwszym meczem, w odpowiednim czasie, by się zaaklimatyzować i myślę, że z warunkami pogodowymi jakoś sobie poradzimy - zapewnił Łosiak.