Małachowski liczył w Katarze na medal. Był przygotowany na rzuty w okolicach 68 metrów, ale w eliminacjach uzyskał jedynie 62,20 i finał obejrzy z trybun.
"To prawdopodobnie problem w sferze mentalnej. Fizycznie Piotrek był gotowy. Bardzo dobrze się czuł przed eliminacjami, ale po pierwszym rzucie wszystko się posypało. To wielka szkoda, bo miał walczyć tu o medal. On czuł dodatkową presję po nieudanych ostatnich mistrzostwach Europy w Berlinie, gdzie trzy podejścia spalił" - powiedział Kanter.
Estoński szkoleniowiec, niegdyś znakomity zawodnik, ma nadzieję, że Małachowski jeszcze przemyśli decyzję i podejmie się przygotowań do przyszłorocznych igrzysk w Tokio.
"Teraz to oczywiście grają emocje. Bardzo trudno wtedy myśleć racjonalnie. Trzeba na spokojnie usiąść, zrelaksować się i zastanowić, co dalej. On jest sfrustrowany, bo wie, że był w dobrej dyspozycji i był gotowy na walkę o medal. Mam nadzieję, że jednak nie skończy i będziemy mieli jeszcze jeden rok na przygotowania. Wierzę w to, że w Tokio jest w stanie zdobyć medal. Tutaj też mógł rzucić spokojnie 67 metrów i stać na podium" - zaznaczył Kanter.
Trener uważa też, że w przyszłym sezonie Małachowski na pewno nie będzie w gorszej dyspozycji fizycznej niż teraz.
"Warunek jest taki, że będzie zdrowie. W roku olimpijskim będzie trzeba rzucać trochę więcej - pewnie ok. 68 metrów, ale ja wierzę, że Piotrka na to stać. Inaczej nie przyjąłbym tej pracy i nie poświęcił czasu, który mógłbym spędzić z rodziną. Medal olimpijski jest możliwy i ja naprawdę w to wierzę" - podkreślił.
Kanter nie jest zaskoczony zachowaniem Małachowskiego w eliminacjach. Bo - jak twierdzi - kiedy czuł się dobrze w tym sezonie, to zawsze chciał jak najszybciej "eksplodować".
"Dlatego miał lepsze występy wtedy, gdy nie czuł się najlepiej. A teraz nie jest już tak łatwo jak dziesięć lat temu, kiedy był młody. Wtedy mógł rzucać po prostu siłą, teraz musi skupić się też na technice" - powiedział.
Kanter doprowadził nawet do tego, że Małachowski całkowicie zmienił swój styl życia. "Zrobiliśmy absolutnie wszystko. Piotrek przestał imprezować, nie pił alkoholu i faktycznie dużo lepiej się czuł. Pracowaliśmy w tym sezonie nad wieloma aspektami" - zaznaczył.
Na zgrupowaniu przed mistrzostwami świata zrobili nawet symulację eliminacji. Było oczekiwanie na swój rzut, tzw. call room, dwie próby rozgrzewkowe. "Próbowaliśmy różnych rzeczy i wtedy to wyszło. Teraz wyraźnie musimy pracować nad stabilnością i regularnością. Tego właśnie najbardziej brakuje" - uważa Kanter.
Powiedział też parę słów na temat Roberta Urbanka, który także nie dostał się do finału mistrzostw świata, a eliminacje zakończył na 23. pozycji.
"Robert ma za sobą bardzo trudny sezon. Miał kontuzję, to go wytrąciło z równowagi. A przed nią był w najlepszej dyspozycji w karierze. Ten uraz miał bardzo duży wpływ na jego pewność siebie. Dlatego druga część sezonu była znacznie słabsza. Ale po ostatnim obozie byłem dobrej myśli. Niestety, Robert jest typem zawodnika, który musi dobrze wejść w konkurs. Jak tak się nie dzieje, to później bardzo trudno mu wejść na właściwe tory" - ocenił mistrz olimpijski z Pekinu.
W Dausze Polacy zdobyli dotychczas jeden medal - srebro w rzucie młotem wywalczyła Joanna Fiodorow.