Campriani w Londynie w 2012 r. wywalczył złoto w karabinie dowolnym na 50 m z trzech postaw srebrny krążek w karabinie pneumatycznym na 10 metrów. Cztery lata później w Rio de Janeiro zdobył zwyciężył w obu tych konkurencjach, przy czym rywalizacja na 50 m miała niecodzienny przebieg. Włoch wygrał z rekordem olimpijskim (458,8 pkt) pokonując Rosjanina Siergieja Kamienskiego (458,5), gdyż Rosjanin popełnił błąd w ostatniej rundzie.
Campriani uważał, że należało mu się srebro i różnicę finansową z nagrody przekazał Wysokiemu Komisarzowi ONZ ds. Uchodźców (UNHCR). Potem odwiedził obóz w Zambii, jeden z największych dla uchodźców i tak zrodził się pomysł przygotowania grupy sportowców-uchodźców do igrzysk w Tokio.
"Doświadczenie pobytu w Zambii wywarło na mnie ogromny wrażenie. Sprawiło, że zacząłem myśleć, jak wykorzystać swój status olimpijczyka, możliwości, także dotyczące szybkiego zebrania funduszy, by móc pomagać innym, robić coś co jest bliskie mojemu sercu” - powiedział Campriani, cytowany na stronie insidethegames.biz.
Włoski medalista olimpijski, który po Rio de Janeiro zakończył zawodniczą karierę, przeniósł się do Lozanny i tam zaczął działać przy Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim na rzecz realizacji wielu pomysłów dotyczących sportowców-uchodźców. Po rozmowach z kandydatami wybrał trójkę: Mahdiego oraz dwie kobiety Khaoulę i Lunę.
"Moim celem jest to, by zakwalifikowali się do Tokio. Kolejną motywacją jest zainspirowanie innych olimpijczyków, z różnych dyscyplin, krajów do podobnych działań. To dla mnie wyzwanie, ale i super sytuacja, bo kiedy sportowiec kończy karierę jednym z jego największych wyzwań jest znalezienie nowych celów. Strzelectwo wiele mnie nauczyło - jak radzić sobie z emocjami, strachem i instynktem" - dodał urodzony we Florencji 31-letni były zawodnik, który podkreślił, że najważniejsza jest właściwa postawa wobec uchodźców - nie należy ich żałować, ale trzeba dawać wiarę i pomagać w realizacji olimpijskich marzeń.