"Baba na prezesa? Po moim trupie" - usłyszała Magdalena Rejniak-Romer, gdy postanowiła kandydować w wyborach w Polskim Związku Tenisowym. Działacze woleli wybrać Mirosława Skrzypczyńskiego, który w czasach poprzedniej władzy znacząco zwiększył dopływ gotówki do Związku z ministerstwa sportu. Poza tym sponsorem strategicznym PZT została Grupa Lotos - spółka skarbu państwa, działająca w latach 1972-2022. W listopadzie 2022 roku Skrzypczyński podał się do dymisji po aferze wywołanej przez byłe zawodniczki, oskarżające go o molestowanie seksualne. Pisał o tym Onet.
Skanseny seksizmu
Polskie związki sportowe można uznać za skanseny seksizmu. Na 71 federacji, w 68 prezesami są mężczyźni. W 31 z nich w zarządach nie ma ani jednej kobiety. Między innymi w Polskim Związku Piłki Nożnej, gdzie nawet piłką kobiecą rządzą mężczyźni.
Wojnę takiemu stanowi rzeczy wywołał nowy minister sportu Sławomir Nitras. Ogłosił, że do władz w polski federacjach ma wejść co najmniej 30 procent kobiet. Pomysł - nawet jeśli słuszny - wydaje się nie z tej Ziemi. Nitras zapowiedział jednak twardo, że od jego realizacji będzie zależała wysokość dotacji z ministerstwa sportu. Brzmi poważnie, bo wiele związków sportowych w Polsce działa głównie dzięki pieniądzom z ministerstwa.
Apoloniusz Tajner - kiedyś trener Adama Małysza, potem długoletni prezes Polskiego Związku Narciarskiego kandydował do sejmu z Koalicji Obywatelskiej, czyli tej samej partii co Nitras. I choć uważa, że kobiety bardzo dużo mogłyby wnieść do polskiego sportu, pomysł ministra ocenia jako mało realny do realizacji od ręki. Jego zdaniem kobiet działających w polskim sporcie jest za mało. Nie garną się do bycia trenerkami albo działaczkami regionalnymi, skąd można by powołać je do zarządu. Przecież nie chodzi o to, by do władz związku wcisnąć kobiety, które nie mają autorytetu i pojęcia o sporcie, bo będą wtedy tylko figurantkami - mówi Tajner.
Wyjątek potwierdzający regułę
Aleksandra Jagieło jest wyjątkiem. Wybitna siatkarka, mistrzyni Europy z 2003 i 2005 roku, brązowa medalistka z 2009, należała do zespołu "Złotek" - uwielbianego przez Polaków. Po zakończeniu kariery została dyrektorem sportowym klubu BKS Stal Bielsko-Biała, a potem jego prezesem. Kiedy w 2021 roku szefem Polskiego Związku Piłki Siatkowej został były siatkarz Sebastian Świderski, zaprosił Jagieło do zarządu. Żeby kobieta zajęła się siatkówką kobiecą.
Miała poważne wątpliwości, czy się zgodzić. Po bardzo długiej karierze sportowej chciała w końcu poświęcić czas rodzinie. Mąż uświadomił jej, że powinna przyjąć propozycję Świderskiego. Kiedy pomijają kobiety, to się złościcie, ale kiedy dają wam władzę, nie bierzecie - powiedział.
Żebyśmy nie przechwalili PZPS - w zarządzie i prezydium związku są 22 osoby, z czego 21 to mężczyźni. Czy Świderski będzie w stanie spełnić żądanie Nitrasa? W tej chwili procent kobiet we władzach polskiej siatkówki wynosi 4,5. I tak lepiej niż w piłce nożnej, gdzie jest okrągły jak zero!
Opóźnienie kulturowe
Czy to wszystko efekt opóźnienia kulturowego polskiego sportu wobec innych dziedzin? Kobiety dają sobie radę w biznesie, a z zarządzania sportem są wycinane lub do niego zniechęcane przez mężczyzn? A może też same nie chcą, mając takie wątpliwości jak Aleksandra Jagieło? Jakiś czas temu próbowałem skontaktować się z Agnieszką Radwańską, byłą numer 2 w tenisowym rankingu WTA, by zapytać, dlaczego nie chce pracować w PZT.
Miała oddzwonić, gdyby chciała coś na ten temat powiedzieć publicznie. Nie zadzwoniła.
Jak wygląda Polski Komitet Olimpijski? Na 19 osób w prezydium zarządu są Maja Włoszczowska i Otylia Jędrzejczak. Wielkie nazwiska. PKOl nie ma jednak zamiaru, tak jak i większość związków sportowych, poddać się zarządzeniom ministra Nitrasa. Wcześniej czy później dojdzie więc do otwartego konfliktu. Czy wyjdzie to na dobre naszemu sportowi? Paradoks całej sytuacji polega na tym, że nawet w kierownictwie ministerstwa sportu też są sami mężczyźni.