Polska trafiła w eliminacjach Euro 2024 do teoretycznie bardzo łatwej grupy. Tymczasem pierwsze miejsce na koniec zajmie prawdopodobnie Albania, my możemy najwyżej drugie, przy bardzo korzystnym zbiegu okoliczności, a wciąż w walce o awans jest też np. Mołdawia. To dla pana duże zaskoczenie?
Absolutnie nie, biorąc np. pod uwagę, w jakim stanie jest nasza reprezentacja. Wprawdzie byliśmy losowani z pierwszego koszyka, w teorii uchodziliśmy za faworyta, ale to nie jest grupa, w której rywale położą się na boisku. To nie są drużyny dużo słabsze. Albania jest w wielkiej ofensywie jako reprezentacja, jej zawodnicy zaczynają grać w dużych klubach i poważnych ligach. Czechy to zawsze niebezpieczny zespół. A Mołdawia i Wyspy Owcze – to może drużyny z drugiego szeregu, ale nie na tyle słabe, żeby oddawać punkty bez walki. Przeciwnie, potrafią robić niespodzianki.

Reklama

Przekonaliśmy się o tym boleśnie, jeśli chodzi o Mołdawię…
Reprezentacja Polski przez ponad pół roku, kiedy prowadził ją Fernando Santos, praktycznie nie istniała. Dlatego w niedzielę, oglądając mecz z Mołdawią, szkoda mi było naszego zespołu. To drużyna stworzona w dużej mierze z młodych piłkarzy. Nowe rozdanie. Widać było żar, chęć, ambicję, szybkość. Piłkarze chcieli za wszelką cenę wygrać. I po meczu widać było, że jest im naprawdę przykro. Natomiast za kadencji Santosa nie widziałem po porażkach, obserwując twarze piłkarzy, żeby coś było nie tak. Ta drużyna po prostu nie istniała. Przegraliśmy wówczas ze wszystkimi na wyjeździe.

- Jeżeli prezes Cezary Kulesza doszedł do słusznego wniosku, że należy Santosa zwolnić i wybrał nowego trenera, to dajmy mu czas na pracę. Skończmy z populistycznymi opiniami, że trzeba wszystko zaorać, dać tylko kadrę U-21. Moim zdaniem idzie to w jakimś kierunku. Nie zapominajmy, że proces dopływu młodych zawodników do reprezentacji trwa 6-8 lat. I on następuje. Jeżeli wyliczymy, ilu zawodników puka do tej kadry i niedługo będzie gotowych do gry w reprezentacji, to nie wygląda to najgorzej.

Ale sytuacja w grupie jest bardzo zła…
Musimy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy średniakiem w europejskim futbolu. Na poziomie klubowym też nie odgrywamy wielkiej roli. Cieszymy się, gdy wchodzimy do fazy grupowej. Natomiast proces szkoleniowy, postęp jest absolutnie widoczny. Nam się wydaje, że skoro mamy Roberta Lewandowskiego, Piotra Zielińskiego, Wojciecha Szczęsnego, to ze wszystkimi powinniśmy wygrywać. A futbol nie jest taki prosty. To praktycznie jedyna dyscyplina zespołowa, gdzie drużyna teoretycznie znacznie słabsza może pokonać faworyta.

W 2006 roku dał pan szansę Michałowi Probierzowi w Widzewie Łódź, w którym zadebiutował w ekstraklasie jako trener. Chyba wciąż pan wierzy mocno w tego szkoleniowca?
Uważam, że Michał stara się stworzyć zupełnie inny klimat. Oczywiście, dwa zwycięstwa w październikowych meczach pozwoliłyby na większy optymizm i inne podejście do tematu. Dzisiaj trzeba raczej szykować się na baraże, pamiętając, że Czesi po meczu z nami grają jeszcze z Mołdawią. Moim zdaniem Santos przyszedł do Polski dlatego, że miał dobre CV i znane nazwisko. Nikt nie wziął pod uwagę, że w Portugalii nie przedłużono z nim kontraktu. Trochę daliśmy się wszyscy nabrać na to wielkie nazwisko. Teraz nastąpiło nowe rozdanie – ruch z Michałem był bardzo dobry. Mówimy o selekcjonerze. Pojawiają się opinie, że trzeba było wziąć Marka Papszuna. Owszem, można było, ale reprezentacja to przede wszystkim selekcja. Na sam proces treningowy jest bardzo mało czasu. Ten proces można wdrożyć przy wyjazdach na wielkie imprezy, lecz najpierw trzeba tam awansować.

Czy był jakiś piłkarz, którego teraz panu brakowało w reprezentacji, pomijając oczywiście kontuzjowanych graczy?
Odpowiem tak – jeżeli chcemy mieć nową drużynę i ją odmłodzić, to trzeba było z pewnych ludzi zrezygnować. Michał to zrobił. To jego ryzyko i praca. Nie bał się tego zrobić. Personalia? Z napastników, oprócz kontuzjowanego Roberta Lewandowskiego, byli wszyscy ci, którzy powinni być. W pomocy Grzegorz Krychowiak zrezygnował z kadry, czyli generalnie ja nie widzę w tej formacji zawodników, których brakuje. W obronie może wszystkich zaskoczyła nieobecność Jana Bednarka...

Reklama

Właśnie jego głównie miałem na myśli.
To jest decyzja selekcjonera. W dwóch meczach na środku zagrał Patryk Peda, który zrobił duży krok do przodu i na pewno mu to pomoże w karierze. Reprezentacja będzie miała z niego dużo pociechy w przyszłości. Nie miał udziału przy straconej bramce z Mołdawią. A z Wyspami Owczymi zagrał bardzo dobrze. Czasami taki zawodnik po dwóch, trzech meczach, gdy wejdzie do reprezentacji, potrafi dać jej coś ważnego. Młodzi muszą przejąć stery w tej kadrze, nie mogą być tylko dodatkiem do starszych. Powinni się rozpychać i mieć w sobie głód, chęć osiągnięcia czegoś z reprezentacją. A starsi piłkarzy mogą im w tym pomóc.

Debiut zawodnika z trzeciej ligi włoskiej w kadrze narodowej z Wyspami Owczymi – to się broniło. Zwłaszcza po dobrym występie Pedy. Ale czy np. Mołdawia to nie były na razie zbyt wysokie progi?
A co on takiego złego zrobił w meczu z Mołdawią?

Złego może nie, oprócz jednej straty, ale też trudno ocenić, ponieważ rywale – z wyjątkiem gola w 26. minucie – nie zmusili polskiej defensywy do jakiegoś wielkiego wysiłku.
Od czasu meczu z Andorą to było pierwsze spotkanie, w którym reprezentacja Polski stworzyła najwięcej sytuacji, ofensywnych akcji. Jednak przez to, że to jest młoda drużyna, zabrakło spokoju. Głowy były gorące, bo wiadomo – młodzi czasami szybciej robią niż myślą. Chęć strzelenia gola odebrała drużynie zimną krew, która przydałaby się przy końcowym podaniu, otwarciu drogi do bramki. Było sporo okazji. Gdyby jedną z nich wykorzystano, to dzisiaj byłaby zupełnie inna narracja. Mówilibyśmy wszyscy, że mamy zmienioną drużynę, widać progres, pozytywną atmosferę. Ja jednak patrzę na to inaczej. Michał zastał sytuacją taką, jaką zastał. W przeciwnym razie nikt nie zmieniłby selekcjonera.

Sam to przyznał na konferencji po niedzielnym meczu…
My chcielibyśmy od razu zdobyć mistrzostwo świata czy Europy. To nie jest takie proste. W ogóle mam wrażenie, że szukamy negatywnych aspektów w tej reprezentacji, a to do niczego nie prowadzi. W tym wszystkim jest za mało radości. Ja szukałbym pozytywnych stron, bo to się może przydać.

Negatywne emocje wynikają m.in. z tego, że Mołdawia jest dopiero 159. w światowym rankingu, a w dwóch meczach z Polską zdobyła cztery punkty.
To prawda, ale ta Mołdawia naprawdę potrafi grać w piłkę. Dzisiaj w Europie są tylko dwie, trzy reprezentacje, z którymi można wygrać nawet w środku nocy.

San Marino, Gibraltar i Andora?
Prawdopodobnie tak. Ja bym nawet powiedział, że tylko San Marino i Gibraltar, bo z Andorą to różnie bywa. A z innymi trzeba po prostu grać i te różnice wyglądają zupełnie inaczej. Proszę zobaczyć na inne niedzielne mecze. Czesi ledwo wygrali u siebie z Wyspami Owczymi 1:0, po rzucie karnym. Szwajcarzy zremisowali z Białorusią 3:3, strzelając dwa gole w ostatnich minutach. W futbolu te wszystkie rankingi są dobre do pewnego momentu, a później wszystko weryfikuje boisko.

Dwa październikowe mecze miały pokazać, ile reprezentacja Polski znaczy bez Roberta Lewandowskiego. Nie brakowało opinii, że to dobry moment na taki test…
To ja teraz przerwę i zadam pytanie: czego ostatnio reprezentacja dokonała z Robertem?

Może nie było ostatnio spektakularnych występów, ale strzelił dwa gole, zapewniając zwycięstwo 2:0 nad Wyspami Owczymi we wrześniu w Warszawie.
To prawda, ale też brał udział w przegranych na wyjeździe meczach z Czechami, Mołdawią i Albanią. Żeby było jasne – my się powinniśmy cieszyć, że od tylu lat mamy jednego z najlepszych napastników świata, który pomógł nam wygrać wiele meczów. To wspaniała sprawa. Ale my teraz koniecznie chcemy coś udowodnić. Że gdy nie będzie Roberta, to co? Przestaniemy jeździć na mistrzostwa Europy i świata? To nie jest tak do końca.

A jak?
Robert strzelał gole w eliminacjach, ale na to pracowała też cała drużyna. Również defensywa i bramkarz. Jeżeli będzie trzeba grać bez niego, to musimy sobie jakoś z tym radzić, zamiast narzekać. W niedzielę nie było Roberta, a mieliśmy najwięcej sytuacji i strzałów od 2-3 lat. Oczywiście, powinniśmy być szczęśliwi, że tyle zrobił dla reprezentacji. I niech dalej to robi. Jak jednak czują się nasi piłkarze, gdy słyszą, że wygrali tylko dzięki Robertowi? Albo że kadra to Lewandowski i dziesięć koszulek? Ta drużyna ostatnio wygrywała z Robertem i przegrywała z nim.

To może zbyt ogólna teza, ale nie ma pan wrażenia, że spadek formy reprezentacji Polski zaczął się wraz ze spadkiem formy Grzegorza Krychowiaka? Kiedy występował z powodzeniem w Sevilli, mieliśmy solidną drużynę narodową. Później zmieniał kluby i im mniej w nich grał albo grał w coraz słabszych, tym gorzej spisywała się też kadra.
Zgadzam się. Ale to też z czegoś wynika. Grzegorz występował na takiej pozycji i w taki sposób, że od niego bardzo wiele zależało. Zawsze swoje robił, choć – że tak powiem – to nie był zawodnik, który przyspieszał grę reprezentacji. Był doświadczony, mądry, potrafił tak się zastawić ciałem, że wymuszał faul przeciwnika. I kiedy Grzegorz grał w Sevilli, to brał udział praktycznie w każdej akcji drużyny narodowej. Natomiast w ostatnich latach bywało już różnie. Np. ze Słowacją na Euro dostał czerwoną kartkę. Te ostatnie epizody nie działały na jego korzyść. Musimy patrzeć do przodu. Na Euro zagraliśmy bardzo dobry mecz z Hiszpanią w Sewilli, a wtedy akurat Krychowiak pauzował za czerwoną kartkę.

Wówczas z dobrej strony pokazał się Jakub Moder, który ostatnie półtora roku stracił z powodu kontuzji kolana…
No właśnie. Uważam, że jeżeli chcemy grać szybko, to w środku pola muszą być zawodnicy, którzy chcą przyspieszać grę. Grzegorz przyjmował pikę, odwracał się, zagrał na lewo lub prawo. Robił to z mądrością i doświadczeniem. Miał udział w wygraniu wielu meczów. I ciągle pamiętam np. jego wykorzystany rzut karny ze Szwajcarią (decydujący w serii jedenastek w 1/8 finału Euro 2016 - PAP). Zrobił fajną karierę w reprezentacji. Ale powiedzmy sobie szczerze – ostatnio to już nie był taki Krychowiak jak z Sevilli. Wydaje mi się, że obecny selekcjoner szuka na tej pozycji zawodnika dobrego technicznie, który przyspieszy grę i potrafi też piłkę odebrać. Jak widzimy, liczy na Patryka Dziczka i Bartosza Slisza, choć obaj muszą się nieco poprawić.

Mówił pan o przyszłości reprezentacji. Jednym z młodych piłkarzy jest Nicola Zalewski, ale na razie jego kariera wyhamowała. W Romie jest rezerwowym, a niedawno jedna z osób rzuciła pod jego adresem oskarżenie dotyczące nielegalnych zakładów. Teraz rzekomy informator, jak przekazują media, wycofał się z tego. Pan od początku wierzył w niewinność piłkarza.
Nie rozmawiałem z Nicolą, natomiast rozmawiałem z jego menedżerem. To mój znajomy i mówił mi, że piłkarz absolutnie zaprzecza udziałowi w jakichkolwiek zakładach. Dlaczego miałem mu nie wierzyć? Od początku wobec Nicoli nie było żadnych zarzutów. Życzyłem mu z całego serca, aby to się zakończyło po jego myśli i cieszę się, że tak się dzieje.

W ostatnim czasie w polskim futbolu mówiło się nie tylko o reprezentacji, ale również o wydarzeniach po meczu AZ Alkmaar – Legia Warszawa w Lidze Konferencji i o tym, jak gospodarze potraktowali polski zespół. UEFA prowadzi dochodzenie. Pan jest jej wiceprezydentem – czy wiadomo, w jakim kierunku ta sprawa się rozwija?
Jeżeli chodzi o Legię, są dwie kwestie. Jedna to taka, że warszawski klub dostał karę za zachowanie kibiców (15 tysięcy euro - PAP), za zakłócanie porządku. W czasach mojej prezesury w PZPN też płaciliśmy podobne pieniądze niemal po wszystkich meczach wyjazdowych reprezentacji. Natomiast inna sprawa to dochodzenie dotyczące wydarzeń po meczu z AZ Alkmaar w tzw. strefie zero. Nie chcę za bardzo się wypowiadać, ale już mówiłem, że w tej strefie nie ma prawa stać się to, co się stało. Moim zdaniem to wina organizatora. I ja to podtrzymuję. Nie wiem jednak, jaką decyzję podejmie UEFA. Sprawą zajmują się organy jurysdykcyjne, a one są absolutnie niezależne.

Rozmawiał: Maciej Białek