O piłkarskiej reprezentacji Polski w XXI wieku mówi się, że na wielkich turniejach wszystko przebiega według utartego scenariusza - pierwszy mecz o punkty, drugi "o wszystko" i trzeci "o honor".
Historia występów biało-czerwonych pokazuje jednak, że taki scenariusz był tylko w mistrzostwach świata - w 2002 roku w Korei Południowej i Japonii, w 2006 w Niemczech i w 2018 w Rosji. Wówczas biało-czerwoni tracili szansę awansu do 1/8 finału już po dwóch spotkaniach.
W przypadku mistrzostw Europy, a obecny turniej jest czwartym w historii z udziałem Polaków, nigdy nie doszło do sytuacji, w której straciliby szansę awansu do fazy pucharowej przed trzecim meczem grupowym.
W najtrudniejszej sytuacji byli na Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii. Po dwóch kolejkach w grupie B prowadzeni wówczas przez Holendra Leo Beenhakkera piłkarze mieli jeden punkt - przegrali z Niemcami 0:2 po dwóch golach urodzonego w Gliwicach Lukasa Podolskiego i zremisowali z Austrią 1:1.
W ostatnim meczu z Chorwacją, która - pewna awansu - wystawiła rezerwowy skład, musieli wygrać i liczyć na zwycięstwo Austriakami nad Niemcami. Żaden z tych warunków nie został spełniony. Biało-czerwoni przegrali w Klagenfurcie 0:1 i odpadli z turnieju.
Nie mówmy o rezerwach chorwackich, bo ci zawodnicy, którzy przeciwko nam wystąpili, biegali więcej od podstawowych i chcieli pokazać się trenerowi. Nam się nie udało, daliśmy się z siebie wszystko, lecz to nie wystarczyło. Nasza gra w porównaniu z przeciwnikami z grupy różniła się detalami, ale na tym poziomie te detale znaczyły dosyć dużo. Jeden, dwa błędy sprawiały, że rywale je wykorzystywali - przyznał wówczas reprezentant kraju Marek Saganowski.
Cztery lata później Polska była współgospodarzem turnieju, razem z Ukrainą. Po dwóch meczach w grupie A drużyna, prowadzona przez Franciszka Smudę, miała dwa punkty (po 1:1 z Grecją i Rosją w Warszawie), ale w ostatniej kolejce nie musiała patrzeć na innych. Wystarczyło "tylko" pokonać we Wrocławiu Czechów. To zadanie okazało się jednak zbyt trudne, goście zwyciężyli 1:0.
Boli, że nie przeszliśmy dalej. Jadąc dziś na mecz czuliśmy, że cały kraj jest z nami. Za wszelką cenę chcieliśmy wygrać. Daliśmy z siebie "maksa". Może czegoś zabrakło. Może szczęścia, jak w ostatnich minutach. Przykro nam - powiedział po meczu bramkarz reprezentacji Przemysław Tytoń.
W mistrzostwach ME 2008 i 2012 występowało tylko 16 drużyn (po fazie grupowej były od razu ćwierćfinały). Od 2016 roku turniej składa się już z 24 zespołów.
Na Euro 2016 we Francji polscy kibice przecierali oczy ze zdumienia. Drużyna trenera Adama Nawałki spisywała się znakomicie. W pierwszym meczu pokonała Irlandię Północną 1:0, w drugim zremisowała z Niemcami 0:0, więc w trzecim spotkaniu - z Ukrainą - była niemal pewna awansu i grała o zwycięstwo w grupie.
O "honor" walczyli wówczas Ukraińcy, którzy po dwóch wcześniejszych porażkach po 0:2 stracili szansę awansu. Polacy zwyciężyli 1:0 i ostatecznie zajęli drugie miejsce w grupie C, ustępując Niemcom minimalnie gorszym bilansem bramek - 2-0 wobec 3-0 rywali.
W 1/8 finału biało-czerwoni pokonali w rzutach karnych Szwajcarów, a w ćwierćfinale ulegli w taki sam sposób Portugalczykom, późniejszym triumfatorom imprezy.
W tegorocznych mistrzostwach Europy Polacy - pod wodzą Portugalczyka Paulo Sousy - mają po dwóch kolejkach tylko jeden punkt (1:2 ze Słowacją, 1:1 z Hiszpanią), ale dzięki wynikom innych meczów w grupie znajdują się w całkiem niezłej sytuacji.
Polacy mają swój los we własnych rękach (i nogach). Jeżeli pokonają w środę w Sankt Petersburgu lidera grupy E Szwecję, która przed tym meczem będzie już prawdopodobnie pewna awansu, zajmą co najmniej drugie miejsce w tabeli.
Atmosfera w kadrze jest znakomita i przed spotkaniem ze Szwecją będziemy jeszcze bardziej naładowani - zapewnił piłkarz reprezentacji Tymoteusz Puchacz.
Początek środowego spotkania Polski z ekipą "Trzech Koron" o godz. 18.