Macie szczęście, że Dawid jest inny. Kamil (Stoch - PAP) już dawno by was wszystkich pogonił - po zawodach w Bischofshofen zwrócił się do dziennikarzy w strefie mieszanej Adam Małysz, obecnie dyrektor ds. skoków i kombinacji norweskiej w PZN.
Kubacki na konferencję prasową dotarł bowiem ponad godzinę po zakończeniu zawodów. Przyczyną była olbrzymia liczba wywiadów telewizyjnych, jakich udzielił.
29-letni mistrz świata z ubiegłego roku od początku Turnieju Czterech Skoczni chętnie odpowiadał przedstawicielom mediów. Nie brakowało z jego strony żartów. Gdy po niedzielnych kwalifikacjach padło pytanie o jego plany na wieczór, odparł, że "da w gaźnik".
Już to zachowanie sugerowało, że Kubacki jest bardzo mocny psychicznie, że nie stresuje go przesadnie perspektywa zwycięstwa w TCS. Był skoncentrowany na swoim celu, ale jednocześnie znajdował czas dla kibiców, dziennikarzy, czy granie w Pokemony z Piotrem Żyłą.
Skoczkowie nie lubią, gdy o ich rywalizacji mówi się w kategoriach walki, pojedynków. Dotyczy to nawet TCS, w którym pierwsza seria rozgrywana jest w parach systemem przegrywający odpada. Jednak to, co zrobił Kubacki w Bischofshofen, trudno nie nazwać nokautem.
Do zawodów przystępował jako lider klasyfikacji generalnej. Nad drugim Mariusem Lindvikiem miał 9,1 punktu przewagi. To różnica wyraźna, ale niczego nie przesądzająca. Historia zna przypadki zmarnowania większych zaliczek.
Norwega i innych rywali złudzeń pozbawił praktycznie już w pierwszej serii, w której uzyskał najlepszą odległość dnia - 143 m. W finale osiągnął 140,5 m, co było drugim wynikiem w konkursie.
Wiedziałem, co mam zrobić na skoczni i nie próbowałem robić czegoś więcej, nie kombinowałem. Wydaje mi się, że to było kluczowe. Cieszę się z pracy, jaką wykonałem ja oraz cały sztab. Wszyscy skupiliśmy się na swoich zadaniach i zagrało to jak z nut - podkreślił.
Kubacki blisko rok temu mistrzem świata w Seefeld został po konkursie, w którym kluczową rolę odegrała pogoda. Jego zasług w TCS nie sposób w żaden sposób podważyć. W Oberstdorfie i Garmisch-Partenkichen zajmował trzecie miejsce, w Innsbrucku był drugi, a w Bischofshofen najlepszy.
W końcowej klasyfikacji TCS wyprzedził o 20,6 pkt Lindvika, trzeci Niemiec Karl Geiger stracił do Polaka 23,2 pkt. Czwarty był triumfator sprzed roku i lider po dwóch konkursach Japończyk Ryoyu Kobayashi.
Kubacki został trzecim Polakiem, który wygrał tę prestiżową imprezę. Wcześniej dokonali tego Małysz (2001) oraz dwukrotnie Stoch (2017 i 2018).
Poniedziałkowe zwycięstwo w Bischofshofen było dopiero jego drugim w zawodach Pucharu Świata. W klasyfikacji generalnej cyklu 2019/20 zajmuje piąte miejsce. Do prowadzącego Kobayashiego traci dokładnie 200 pkt. W tym sezonie zaplanowano jednak jeszcze 19 indywidualnych konkursów, a na koniec odbędą się w Planicy mistrzostwa świata w lotach.
O kolejnych celach Kubacki nie zamierza publicznie mówić, choć pewności siebie mu nie brakuje. Ma ona jednak bardzo zdrowy poziom i nie trzeba się obawiać, że sukces w TCS zwiedzie go z obranej wcześniej drogi.
W Bischofshofen nie oddałem swoich najlepszych skoków, co tylko świadczy o tym, że wciąż przede mną dużo pracy - podkreślił zdobywca Złotego Orła.