Występ Polaków w Oberstdorfie wiązał się z dużym zamieszaniem. Całą siedmioosobową kadrę biało-czerwonych wykluczono z poniedziałkowych kwalifikacji, gdyż dzień wcześniej pozytywny wynik testu na COVID-19 miał Klemens Murańka. Kolejne badania przyniosły negatywne rezultaty u wszystkich wybrańców czeskiego trenera Michala Dolezala i we wtorkowy ranek zostali oni dopuszczeni do startu, a wyniki kwalifikacji anulowano.
"Nie chciałbym do tego wracać. Dla nas najważniejsze było to, że mogliśmy skakać. Że mieliśmy dzisiaj szansę robić to, co kochamy robić i rywalizować" - podkreślił na antenie TVP Sport Stoch, który na półmetku wtorkowych zmagań był czwarty.
Po raz drugi w ciągu niespełna dwóch tygodni stanął na podium pucharowych zawodów. Drugi był także 19 grudnia w Engelbergu. Utytułowany skoczek przyznał, że w jego wypadku nastąpił przełom.
"Super się dziś skakało. Cieszę się, że w końcu odnalazłem siebie. Gdzieś to się wcześniej pogubiło i teraz mogę się cieszyć tym, co robię" - zaznaczył.
Przed świętami w Szwajcarii po raz pierwszy w tym sezonie uplasował się w czołowej "trójce", teraz powtórzył to osiągnięcie.
"Uważam, że dyspozycja była wysoka od początku sezonu, ale potraciłem wcześniej pewne priorytety. Zamiast się skupić na tym, co powinienem, to gdzieś mi się to wszystko porozłaziło. Święta to był czas na przypomnienie sobie tych rzeczy, na zejście na ziemię. Zacząłem tak naprawdę wszystko od początku i teraz dalej sobie po prostu pracuję" - tłumaczył Stoch.
Nie chciał wypowiadać się na temat tego, czy wtorkowy występ jest zwiastunem udanego występu tej edycji TCS.
"Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Skupmy się na dalszej robocie i zobaczymy" - zaznaczył dwukrotny triumfator prestiżowej imprezy.
Kolejna jej odsłona odbędzie się w Nowy Rok w Garmisch-Partenkirchen. Dzień wcześniej zaplanowano kwalifikacje.