Świątek, wzorem ubiegłorocznej edycji turnieju na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa, teraz także zgłosiła się do gry pojedynczej i podwójnej. W poprzednim sezonie dało to wymarzony efekt - indywidualnie triumfowała, a w drugiej konkurencji dotarła do półfinału. W tym także czeka ją walka o finał debla, ale z singlową rywalizacją już się pożegnała po środowej porażce z Greczynką Marią Sakkari 4:6, 4:6. Polka przyznała potem, że nie miała dobrego dnia, a we wtorek miała problemy z regeneracją. Jeden z dziennikarzy spytał, czy w związku z tym zmieniłaby swoje nastawienie do startu w grze podwójnej w imprezach wielkoszlemowych.
Nigdy nie wiadomo. Mogę zmienić tak wiele rzeczy i ciężko powiedzieć, w czym tkwił problem. Nie sądzę, by to debel. Tak jak powtarzałam od początku - on mi pomógł. Ale faktem jest, że miałam dotychczas dość intensywny sezon. Brałam udział w wielu turniejach, w większej liczbie niż w moich wcześniejszych sezonach. Jestem zadowolona z uzyskanych wyników, ale i ciągle jeszcze mam pracę do wykonania - zaznaczyła dziewiąta rakieta świata.
Debel na osłodę
Jak dodała, ona i jej sztab muszą teraz nieco ochłonąć i spojrzeć na jej występ singlowy w Paryżu z dystansem.
Musimy się nieco wyluzować i zyskać perspektywę. Teraz, gdy zamykam oczy, to widzę tylko kort i piłki. To dość męczące. Z pewnością świeży start po grze na trawie mi pomoże - oceniła.
Stolicy Francji jeszcze nie opuszcza - razem z Amerykanką Bethanie Mattek-Sands w piątek powalczy w półfinale gry podwójnej.
Zawsze podchodzę do tej konkurencji bez oczekiwań, bo nie jestem deblistką. Już jestem bardzo zadowolona z wyniku. Mam nadzieję, że poprawię ten, który w zeszłym roku udało mi się uzyskać. Już uznaję ten występ za wartość dodaną, bo bardzo dużo się nauczyłam. Mimo że we wtorek miałam problemy z regeneracją, to przez cały turniej byłam w bardzo dobrym rytmie. Warto się tego uczyć - zaznaczyła Świątek.
Pierwsza wizyta w Azji
Tenisistka od dawna powtarza, że bardzo ważny jest dla niej występ w igrzyskach w Tokio. Potwierdziła to po raz kolejny podczas rozmowy z dziennikarzami w Paryżu. Zapewniła też, że nie ma obaw dotyczących sytuacji w Japonii w związku z pandemią COVID-19.
Nigdy nie byłam w Azji, więc to będzie duże wyzwanie. Warunki także są tam inne. Zobaczymy, jak to się potoczy. Igrzyska to mój następny cel, bo nie wiem, jak będę się spisywać na trawie. Nie wiem nawet, czy pamiętam, jak się gra na tej nawierzchni, więc zobaczymy, co się wydarzy. Nie mam żadnych oczekiwań ani nie nakładam na siebie żadnej presji, bo po prostu chcę się nauczyć, jak grać na takich kortach. Prawdopodobnie będę tak mówić jeszcze przez kilka lat. Teraz z pewnością będziemy się bardziej przygotowywać pod igrzyska i na nie szykować kolejny szczyt formy - relacjonowała 20-letnia zawodniczka.
W poprzednim sezonie - z powodu pandemii - nie było jej dane wystąpić w żadnym turnieju na trawie. Wciąż nie czuje się pewnie na tej nawierzchni, choć w 2018 roku wygrała juniorską edycję wielkoszlemowego Wimbledonu.
Wówczas byłam tak zła, że nie wygrałam juniorskiego French Open, że trochę poniosło mnie to w Londynie. Wydaje mi się, że pod względem fizycznym byłam wówczas lepsza niż moje przeciwniczki, niż jakakolwiek juniorka w tej imprezie. Moja motywacja, by wygrać wielkoszlemowy turnieju i wspomniana złość po French Open zrobiły swoje. Poza tym warunki wówczas były wyjątkowe - było bardzo gorąco i piłka właściwie odbijała się tak, jak na kortach ziemnych. W 2019 roku nie poszło mi dobrze w żadnej imprezie na trawie i głównie z tego powodu nie czuję, abym była regularna na niej. Nie jestem taka nawet w 10 procentach. Myślę, że dobrze mi zrobi, jeśli nie będę miała żadnych oczekiwać i będę po prostu grała - analizowała Świątek.