Pierwotnie Świątek miała grać z Iriną-Camelią Begu, ale kapitan rumuńskiej reprezentacji Horia Tecau zdecydował się na zmianę.

Jak usłyszałam, że zmienia się skład Rumunek, to musiałam się przygotować na zupełnie coś innego. Grałam z zawodniczką, która nie miała nic do stracenia. Taktycznie szykowałam się na bardziej wymagający mecz, bo Begu regularnie gra w turniejach WTA. Cieszę się, że zachowałam koncentrację i wyszłam na mecz zdeterminowana - przyznała Świątek.

Reklama

Świątek dłużej rozdawała autografy niż grała

Zajmującą 324. miejsce w rankingu WTA Prisacariu czekał prawdziwy chrzest ogniem, bo z drugiej strony siatki stała najlepsza obecnie tenisistka na świecie. Ambicji Rumunce nie można odmówić, ale Świątek nie dała jej żadnych szans.

Spotkanie trwało zaledwie 52 minuty. Gdyby nie nadchodzący mecz deblowy, to Polka co najmniej drugie tyle czasu spędziłaby na rozdawaniu autografów.

Byłam gotowa na to, że jeśli odniosę sukces w sporcie, to pojawi się też popularność. Generalnie cieszę się z tego, bo chciałabym ją wykorzystać w dobry sposób, choćby do zachęcenia dzieci do gry w tenisa. Na pewno mnie to nie przytłacza, ale jeszcze zobaczymy, co się stanie, gdy popularna będę też za granicą - powiedziała.

Na trybunach pojawił się nawet transparent "Oddam brata za piłeczkę".

Reklama

Piłeczkę dostał, ale obietnicy nie dotrzymał i bardzo dobrze. Kibice są świetni, niestety nie dałam jednak rady podpisać wszystkich piłeczek. Mam nadzieję, że kibice widzieli, że robiłam co mogłam, ale zostałam pogoniona przez trenera, bo czas naglił - dodała.

Sobotnie zwycięstwo było jej 19. z rzędu. Dla osób, które twierdzą, że jest obecnie nie do pokonania, ma jednak krótką wiadomość.

Z każdym można wygrać, choć faktycznie zbudowałam wokół siebie na tyle pewności siebie, że agresywnie wchodzę w mecze i wywieram presję na przeciwniczkach. Chciałabym to wykorzystać, ale historia pokazuje, że każdy jest do pokonania. W sporcie zawsze trzeba być czujnym i nigdy nie będzie tak, że po prostu będę się spodziewała zwycięstw. Do każdego meczu podchodzę z taką samą dozą koncentracji - podkreśliła.

Teraz Iga jedzie do Stuttgartu

Turniej finałowy BJKC, z udziałem 12 drużyn, zaplanowany jest w dniach 8-13 listopada w nieznanym jeszcze miejscu. Rozgrywane w piątek i sobotę baraże wyłonią siedmiu uczestników. Bez gry w nich pewne udziału są reprezentacje Szwajcarii, Australii, Belgii oraz Słowacji. Ostatnia drużyna dołączy dzięki "dzikiej karcie" przyznanej przez Międzynarodową Federację Tenisową.

Na granie w reprezentacji zawsze jestem chętna. Wiadomo jednak, że sezon jest długi i nie wiem, co będzie się działo w listopadzie. Dużo może się stać, nawet nie jesteśmy w połowie sezonu, więc o konkretach będzie można mówić, jak już wszelkie plany będą zatwierdzone - powiedziała Świątek.

Jeśli utrzymamy poziom jaki obecnie prezentujemy, to możemy zdziałać wiele w tym turnieju. Wiadomo jednak, że tenis to bardzo nieprzewidywalny sport i wiele może się zdarzyć - dodała w temacie szans biało-czerwonych.

Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego już w niedzielę wyjeżdża do Stuttgartu, gdzie rozpocznie część sezonu rozgrywanego na nawierzchni ziemnej.

Nie mam wiele czasu na przejście z nawierzchni twardej na mączkę, ale myślę że przyjdzie mi to dość szybko - zapewniła.

Przed rozpoczynającym się 22 maja wielkoszlemowym French Open Świątek ma jeszcze w planie turnieje w Madrycie oraz Rzymie.