Po Grand Prix Polski na stołecznym PGE Narodowym kibice biało-czerwonych mogli czuć niedosyt. Z jednej strony wypełnione po brzegi trybuny, ciekawe ściganie i świetna promocja żużla, a z drugiej wynik sportowy poniżej oczekiwań. Co prawda broniący tytułu Zmarzlik dotarł do finału i zajął trzecie miejsce, ale wygrał Szwed Fredrik Lindgren i w klasyfikacji generalnej zrównali się punktami.
Zupełnie nieudany start zaliczyli natomiast Janowski i Dudek, zajmując - odpowiednio - 10. i 16. pozycję. W Warszawie pojechał też, dzięki tzw. dzikiej karcie, Bartłomiej Kowalski, który w ostatniej chwili zastąpił kontuzjowanego Dominika Kuberę. 21-latek nie przestraszył się stawki, zajął 13. miejsce i pokazał, że przyszłości może z powodzeniem rywalizować w GP.
W klasyfikacji generalnej po dwóch turniejach Dudek ma na koncie tylko siedem punktów i zajmuje 14. lokatę. Janowski, który w poprzedniej edycji GP był trzeci, teraz jest 12. i do podium traci 18 "oczek".
Straty są do odrobienia, ale jeżeli Polacy chcą walczyć o medale, muszą zacząć lepiej punktować. I to już od sobotnich zawodów w Pradze.
Z większymi nadziejami do stolicy Czech powinien jechać "Magic", bo w przeszłości już tam wygrywał. W 2021 roku na stadionie Marketa zostały rozegrane dwa turnieje GP i wrocławianin był pierwszy i drugi. W zeszłym roku też dotarł do finału, ale w decydującym biegu za dotknięcie taśmy na starcie został wykluczony i sklasyfikowany tuż za podium.
Dobre wspomnienia związane ze startami w Pradze ma też Zmarzlik, bo w 2020 roku w drodze po swoje drugie indywidualne mistrzostwo świata zwyciężył tam dwa razy. W zeszłym roku już tak dobrze nie było, bo w półfinale musiał uznać wyższość Vaculika i Australijczyka Jasona Doyle'a. Słowak wygrał później GP Czech.
Dudek jeszcze w Pradze nie wygrał, ale też stawał na podium - w 2019 był trzeci, a rok wcześniej lepszy okazał się tylko Lindgren, który łącznie trzykrotnie stał tam na podium (był drugi w 2009 i trzeci w 2021).
Gdyby wziąć pod uwagę tylko historię, to największe szanse na finał i zwycięstwo powinien mieć Tai Woffinden. Brytyjczyk aż osiem razy docierał na Markecie do decydującego wyścigu, z czego po trzy razy triumfował i był drugi. W tegorocznej edycji GP na razie granicą nie do przejścia jest dla niego półfinał.
Sobotnie zawodu będą w sumie 29. o randze GP na Markecie. Pierwszy turniej odbył się w 1997 roku; wygrał Amerykanin Greg Hancock, a trzeci był Tomasz Gollob.
Początek ścigania w Pradze zaplanowano w sobotę na godz. 19.