Dobra sprzedanie napisanej przez niego właśnie autobiografii nie wydaje się wystarczającym powodem. Książka "Open: An Autobiography" powstała we współpracy z laureatem nagrody Pulitzera JP Moehringerem. Na razie w prasie ukazały się tylko jej fragmenty Można jednak stwierdzić, że będzie to coś więcej, niż kolejne wspomnienia sławnego sportowca, o którym i tak wszystko wiadomo.

Reklama

Niespełna tydzień temu na łamach brytyjskiego "The Times" Agassi przyznał się, że w 1997 roku brał metamfetminę - silnie uzależniający narkotyk, za którego posiadanie w USA można iść do więzienia na 5 lat.

Metamfetaminę zaproponował mu asystent Slim. Kariera Agassigo była wtedy w opłakanym stanie, podobnie jak jego życie prywatne. Spadał w rankingu, zdobycie kolejnego tytułu wielkoszlemowego (miał wtedy trzy) wydawało się nieosiągalne. Do tego zbliżał się termin jego ślubu z aktorką Brooke Shields, co do którego tenisista miał złe przeczucia. Nie myliły go, w ciągu paru miesięcy po ślubie byli już w separacji. Zakończył sezon 1997 na 140. miejscu w rankingu. Narkotyczny odlot mógł uciszyć problemy – Andre korzystał z tego wiele razy. Opisuje ten pierwszy: "Slim wysypał kupkę proszku na stół, wciągnąłem trochę nosem. Osunąłem się na kanapę rozmyślając nad Rubikonem, który przekroczyłem. Przez moment żałowałem, ogarnął mnie smutek. Potem gwałtwona fala euforii przedarła się przez negatywne myśli. Nigdy nie czułem się takiej energii" - pisze człowiek, który jest dziś wzorem dla setek dzieci z czarnego getta Las Vegas. W swojej szkole zapewnia im edukację i lepsze jutro (w sumie zebrał na cele charytatywne rekordowe 85 mln dolarów).

Spece od marketingu sportowego uważają, że dzisiejszy status Agassiego - szanowanego filantropa, pozostanie niezagrożony przez rewelacje z młodości. Sponsorzy, którzy wspomagają jego akcje charytatywne nie odwrócą się od niego. Gdyby wiadomość wyszła na jaw dwanaście lat temu sytuacja wyglądałaby zgoła inaczej. Od katastrofy dzielił go tylko krok. Kiedy poinformowano go o pozytywnym wyniku testu wystosował do ATP list. Narkotyk miał trafić do jego organizmu przypadkiem, kiedy napił się z puszki Slima - znanego z narkotycznych przygód, rozpuszczał je sobie w napojach. "Stawką była moje imię, moja kariera. Wszystko, co osiągnąłem i na co pracowałem mogło wkrótce nie znaczyć nic" - pisał Agassi. Jakiś czas później odebrał telefon od swojego prawnika i usłyszał: "Twoje wytłumaczenie zostało zaakcepotwane. Pozytywny test wyrzycono do kosza".

Reklama

czytaj dalej



Ten sam prawnik może mieć dziś kłopoty, jeśli ATP dziś zdoła mu udowodnić, że znał wtedy tajemnicę swojego klienta.

Reklama

Ale wtedy Agassi pomyślał, że właśnie dostał drugie życie. W 1999 roku wytrenowany przez specjalistę od fitnessu Gilla Reyesa wbrew oczekiwaniom wygrał French Open. Został piątym w historii tenisistą, który zdobył tytuły wielkoszlemowe na wszystkich nawierzchniach (w sumie wywalczył osiem). Wkrótce ożenił się ze Steffi Graf, zaczął stawać się Agassim, którego znamy dziś. Kiedy ponad trzy lata temu na US Open przegrał swój ostatni mecz w karierze, 22 tysiące osób przez 8 minut na stojąco biło mu brawo.

Cały świat śledził przemianę Agassiego z największego rebelianta kortów z nastroszoną fryzurą (okazała się peruką) w szlachetnego dobroczyńcę, który swoimi przemówieniami wyciska łzy. Dla niego samego ten proces musiał być znacznie trudniejsza niż się wydawało - i utrata włosów wcale nie była najbardziej bolesna. "Grałem w tenisa z różnych powodów, ale żaden z nich nie pochodził ode mnie" - pisał jeden z bardziej utalentowanych graczy świata, który realizował ambicje ojca o gwałtwonym usposobieniu i nieludzkich pomysłach. Dwumiesięczny Andre wodził oczami za piłką tenisową zawieszoną nad łóżeczkiem - miał w ten sposób ćwiczyć koordynację wzrokowo-ruchową (słynął z niej jako gracz). W dzieciństwie miał dziennie odbijać 2,5 tysiąca piłek wypluwanych przez skonstruowaną przez ojca machinę zwaną smokiem (rocznie dochodził do miliona).

We fragmencie książki przedrukowanym niedawno przez niemiecki "Bild" zdradził, że ojciec nie tylko zamęczał go treningami. Przed meczami dawał mu tabletki - Andree sądził, że to kofeina, dla wzmożenia percepcji. Czasami to była amfetamina. "Nienawidzę tenisa z całego serca, ale wciąż gram, odbijam co rano, bo nie mam wyboru" - pisał Agassi, który nigdy nie odbudował relacji z ojcem.