MARTA MIKIEL: System rozgrywek w Pucharze Federacji jest bardzo skomplikowany. Czy pani zawsze wie, o co gracie?
AGNIESZKA RADWAŃSKA*: Teraz już tak, ale jeszcze wiosną, gdy grałyśmy z Japonią w Gdyni, nie do końca rozumiałam, jak to działa. Wiem, że w Grupie Światowej są dwa szczeble. My jesteśmy w niższej grupie, drugiej, i walczymy o wejście do tej najwyższej, czyli pierwszej. Idziemy od dołu, od grupy regionalnej, powygrywałyśmy wszystko po kolei. Jak wygramy z Belgią, spotkamy się z inną zwycięską drużyną. Rozumiem, że aby to wszystko ogarniać, trzeba się szczegółowo interesować tenisem, szukać, czytać. Na szczęście kibicom nie trzeba tej całej wiedzy, żeby kibicować "naszym".

Reklama

To dla pani ważne, że gracie przed własną publicznością?
Pewnie. Ale najważniejsze, że wreszcie walczymy o najwyższą stawkę. Wcześniej te nasze cele nie były takie wyraźne. Odkąd pamiętam, Polska nigdy się o grupę światową nie otarła. Już to, co do tej pory osiągnęłyśmy, to sukces.

Zrobicie krok dalej?
Na naszą korzyść działa brak najlepszych Belgijek. Gdyby tu były Justine Henin i Kim Clijsters, wyglądałoby to racze kiepsko. Ale to nie jest tak, że oprócz nich nikt z Belgii nie potrafi grać w tenisa. Yanina Wickmayer jest w dwudziestce, Kirsten Flipkens trochę ostatnio spadła w rankingu, ale gra dobrze. Czekają mnie dwa ciężkie mecze. Realnie oceniam nasze szanse na 50 procent.

A ściany sprzyjające gospodarzom?
Tak się mówi. W Gdyni nam pomogły, bo wygrałyśmy o włos. Tu też będzie doping. Pomoże nam też atmosfera w teamie, bo jest super, bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. W Hali Łuczniczki nawierzchnia została położona tymczasowo, specjalnie dla nas, na takim korcie dziwnie się gra. Ale to będzie po równo przeszkadzać wszystkim. Mnie gra się na nim coraz lepiej

Reklama

Jak pani ocenia swoją formę - po zabiegu nadgarstka to była niewiadoma?
Forma jest. Myślałam, że z ręką będzie gorzej. Cały czas jest opuchnięta, ale nie boli. Lekarz mówił, że po takiej ingerencji tkanki mogą się goić do pół roku. Nie pomagam im cały czas, grając. A opuchlizna w graniu nie przeszkadza, tyle tylko że ręka się bardziej poci i nagrzewa - ciągle jest stan zapalny. Skutek zabiegu jest taki, że będę musiała rękę oszczędzać, raczej nie będzie grania tydzień po tygodniu.

W Australii prawie wszystkie mecze zaczynała pani od wygrania seta na sucho…
(ziewa). Przepraszam, mój organizm jeszcze ciągle jest w Australii, to dziesięć godzin różnicy. Dwa razy dziennie mam kryzys i zasypiam na stojąco. Udało mi się takich meczów chyba z pięć, już nawet były z tego żarty. Sama się dziwiłam. Bo żeby wygrać do zera z kimkolwiek, trzeba naprawdę rywalkę zdominować, nawet kiedy jest sporo słabsza. Czułam się pewna siebie, wychodziłam na kort i parłam do przodu. Nie wszystkie spotkania szły tak gładko aż do końca.

czytaj dalej

Reklama



Z Australian Open wyeliminowała panią Francesca Schiavone. Ta rywalka pani nie pasuje, choć nie ma wybitnych osiągnięć.
Realnie jej poziom to druga, trzecia dziesiątka. Każdy ma kogoś takiego, z kim nie znosi grać. Na przykład Marion Bartoli nigdy nie udało się mnie pokonać, spotkałyśmy się cztery razy. A to jest zawodniczka z czołówki, była w finale Wimbledonu. Gdyby ją zapytać, dlaczego nie ma na mnie sposobu, pewnie by nie umiała powiedzieć.

Jakby się pani dziś przygotowywała na Schiavone?
Pozytywnie myśląc. Mówiłabym sobie, że nie mam nic do stracenia. I tak przegrałam już cztery razy, więc jak znów to zrobię, nie będzie szoku.

Słyszała pani o nieautoryzowanej biografii Caroline Wozniacki, która ukazała się w Danii?
Chyba ma tytuł "Miss Sunshine". Karolina była bardzo niezadowolona, że coś takiego powstało bez jej udziału, i chyba nie wszystko, co tam napisano jest pozytywne.

Wyobraża sobie pani siebie w takiej sytuacji?
W codziennych gazetach ukazuje się wiele moich nieautoryzowanych wypowiedzi. Jestem cytowana w tabloidach, którym na przykład od miesięcy nie udzielałam wywiadu. Wpychają mi w usta dowolne słowa. Gdyby te wszystkie artykuły posklejać, wyszłaby cała biografia. Na wszelki wypadek nie czytam takich gazet ani żadnych internetowych forów. Tam anonimowo każdy może powiedzieć wszystko. Nawet jak człowiek stara się nie zwracać uwagi. To wpływa na psychikę. Dobrym przykładem była Dorota Świeniewicz, która zrezygnowała z gry przez takie komentarze.

Będzie pani śledzić igrzyska w Vancouver?
Sporty zimowe to był mój świat dawno temu, kiedy jeszcze mogłam jeździć na nartach i snowboardzie. Teraz to dla mnie zbyt niebezpieczne, zimą mam święty spokój i odpoczywam od wyczynów. A w Vancouver będę kibicować Ligockim. Młodszy brat Mateusza, Michał, studiuje w Krakowie, nawet ostatnio odwiedził mnie na treningu. Tylko Pauliny nie poznałam, ale też trzymam za nią kciuki, po rodzinie.

*Agnieszka Radwańska, dziewiąta tenisistka świata w rankingu WTA