W Odrze Wodzisław właśnie trwa rewolucja, która w najlepszym razie skończy się na wymianie sześciu piłkarzy z podstawowego składu. W Jagiellonii Białystok, Koronie Kielce i Polonii Warszawa też szykują bardzo poważne zmiany. W dziesięciu innych drużynach zostanie zmienione minimum jedno ogniwo.
Nawet w Ruchu Chorzów i Wiśle Kraków, choć w tej chwili wszystko wskazuje na to, iż skład nie będzie odbiegał od tego z rundy jesiennej, można zaobserwować działania zmierzające do roszad kadrowych. W klubach wychodzą bowiem z założenia, że stagnacja jest najgorsza. Zawodnicy nie mogą popaść w rutynę, a już absolutnie wykluczone, by czuli się bezpieczni.
Rok temu Ruch nie pozyskał nikogo. W rundzie rewanżowej najważniejsi gracze nie mieli więc motywacji do ciężkiej pracy. Wiedzieli, że nawet jak będą w kiepskiej formie, to ich mocna pozycja nie zostanie osłabiona. Efekt? 4 punkty w 7 meczach i 13 miejsce na 5 kolejek przed końcem. Dopiero przyjście trenera Waldemara Fornalika dało nowy impuls. - W takich sytuacjach nie ma jednak reguły - uważa Andrzej Juskowiak, były napastnik reprezentacji Polski.
- Dwa lata temu Lech grał jesienią tym samym zestawieniem co wiosną. I grał efektownie. W poczynaniach piłkarzy można było zaobserwować automatyzm. Zawodnicy grali w ciemno, bo znali się jak łyse konie. Jednak z drugiej strony trener nigdy nie może dojść do przekonania, że jego drużyna właśnie osiągnęła stan doskonałości. Cały czas trzeba coś zmienić, szukać. Czasami wystarczy zmodyfikować taktykę, albo zmienić kilku piłkarzom pozycje. Oni muszą czuć, że od szkoleniowca bije energia, że nie jest wypalony. To na nich robi wrażenie. Wtedy chcą się pokazać i walczą. Poza tym, gdy są przetasowania, to jest większa szansa, że zawodnik znajdzie dla siebie najlepsze miejsce na boisku - zauważa Juskowiak.
>>> Czytaj także: Nietykalny pan E.
p