Choć Ulę widziało już kilku specjalistów, diagnoza wcale nie wydaje się ostateczna. Początkowo mówiono o rysie powstałej w wyniku pęknięcia kręgu, teraz o wadzie wrodzonej.

"Lekarz analizował nowe zdjęcia zrobione podczas skłonu do przodu i wygięcia do tyłu i stwierdził, że być może ostatni piąty krąg lędźwiowy nie domknął się, nie wykształcił prawidłowo. Podobno to częsta wada, ale większość ludzi nawet o niej nie wie. U wyczynowego sportowca ta mała szczelina, może powodować ucisk nerwu i ból. Ale do końca nikt nie jest niczego pewien" - tłumaczy Marta Radwańska, mama tenisistki.

Reklama

Wiadomo tyle, że wada jest nieodwracalna - można ją rehabilitować, obudować mięśniami, aby zmniejszyć dolegliwości. Najbardziej boli podczas wygięcia ciała do tyłu - czyli podczas niezbędnego tenisiście serwisu. Na razie Uli nie wolno wykonywać podobnych ruchów.

"Ma zabroniony jakikolwiek trening. Może tylko pływać, ale już nie żabką. Przez cały luty codziennie ma chodzić na zabiegi. Ale głównie się nudzi, nie może sobie miejsca znaleźć" - opowiada Radwańska.

Kiedy Ula wróci na kort, nie wiadomo. Na razie poprosiła władze WTA o zamrożenie rankingu (jest 75. na światowej liście), ale z tego przepisu może skorzystać tylko pod warunkiem, że będzie pauzować pół roku. Gdyby zdecydowała się zagrać wcześniej, traci wszystkie nieobronione w czasie kontuzji punkty, m.in. za IV rundę w Indian Wells. Może wypaść z pierwszej setki.

Reklama

"Jeśli nie będzie grać do końca lipca, opuści i Roland Garros i Wimbledon. A to też jej kariery nie przyspieszy. Z decyzją na razie poczeka" - mówi Radwańska.

Za miesiąc Urszulą pojedzie do Indian Wells - nie zagra tam, ale obejrzą ją jeszcze raz oficjalni lekarze WTA i być może zacznie delikatnie trenować. Z Miami jeszcze oficjalnie nie zrezygnowała.