Paulina od 13. roku życia uwielbia skakać na desce. Od kilku lat najbardziej lubiła to robić w kanadyjskim Whistler. Kiedy zbliżały się igrzyska w Vancouver, dziewczyna mogła mieć nadzieję, że zawody half pipe zostaną rozegrane właśnie w tym górskim resorcie, który tak przypadł jej do gustu. Niestety olimpijską rynnę wybudowano zupełnie gdzie indziej - na górującym nad Vancouver Cypress Mountain, która przejdzie chyba do historii sportów zimowych jako najbardziej kłopotliwa góra świata. Przez plusowe temperatury i brak opadów śnieg do zbudowania rynny trzeba było transportować helikopterami. Udało się średnio, zawodnicy i trenerzy kręcą nosem na zalegający na dnie pipe'u luźny śnieg, tzw. cukier, na którym łatwiej się przewrócić. Zastrzeżeń była cała masa.
Paulina miała sporo czasu, żeby przyzwyczaić się do myśli o startu na Cypress Mountain, bo tam rok temu odbyła się przedolimpijska próba, zawody Pucharu Świata. Od kilku tygodni snowboardzistka ma jednak na głowie większy problem - jak dobrze wypaść na tych igrzyskach. Cała Polska, która na co dzień zupełnie nie interesuje się snowboardem i nawet dobrze nie wie, co to takiego half pipe, już widzi ją na podium. I tylko ona sama wie, z jaką konkurencją będzie musiała się zmierzyć.
Snowboardziści ze swoimi za luźnych strojach i specyficzną popkulturą są trochę z boku głównego sportowego nurtu. Od igrzysk i Pucharu Świata wolą swoje Winter X Games i cykl zawodów Ticket to Ride. Ale i tak wiadomo, że w Vancouver cała czołówka chce się pokazać. Strach pomyśleć, ile rzeczy może się nie powieść w walce z takimi rywalkami. Słowem: Ligocką dopadła presja. Odkąd przyjechała do Vancouver, starała się, aby było o niej jak najciszej. Unikała aparatów i kamer. Informacja o kręcącej się obok wioski olimpijskiej ekipy telewizyjnej wystarczyła jej do zmiany planów na wyjście z pokoju.
"Nie chciałbym nawet, aby słyszała od kogoś pytania o tę rolę faworytki" - zastrzega Władysław Ligocki, oficjalnie trener snowboardzistki, prywatnie także jej ojciec. "Jedno zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata jest jak jaskółka, która wiosny nie czyni. Jeśli miałbym jakoś opisać szanse Pauliny to tylko tak: jest w gronie jakichś 10 dziewczyn, które mogą marzyć o pudle. I nic więcej".
czytaj dalej
Ale wystarczy, aby rozpalić ogólnonarodowe nadzieje. Zresztą Ligocka sama jest sobie winna. W końcu jest dwukrotną brązową medalistką mistrzostw świata, ostatnio w 2009 roku. Wielokrotnie stawała też na podium zawodów PŚ.
"Wiadomo, że w Vancouver ma takie samo marzenie, ale realnie liczymy na miejsce w dziesiątce. Nie będzie źle, gdyby awansowała do 12-osobowego finału" - uważa Ligocki.
W grupie realnych faworytek do medalu - może nawet złotego - jest odkrycie ostatnich sezonów, mistrzyni świata z Chin Liu Jiayu, świetne Amerykanki mistrzyni olimpijska z Salt Lake City Kelly Clark, broniąca srebra z Turynu Gretchen Bleiler, a także wielka gwiazda i ulubienica reklamodawców Torah Bright z Australii.
"Dużo się o niej pisze, ale ona sama też jest tutaj cichutka. Chyba ma jakąś małą kontuzję, bo na Winter X Games w styczniu nie wystartowała" - mówi Ligocki. Ale to akurat jej wcale nie eliminuje, bo jakąś kontuzję mają tu wszyscy, nie wyłączając Pauliny.
Każdy jest poobijany. Na zawodach w snowboardcrossie z udziałem kuzyna Pauliny Mateusza pytaliśmy o zdrowie Czecha Michała Novotnego. Mówi, że nie wie, czy ma nogę złamaną, czy tylko pęknięta. Ale wystartował. Paulinę wciąż boli nadgarstek złamany w zeszłym roku w Chinach. We znaki daje się także operowane nie tak dawno lewe kolano. Jeśli tylko wyląduje płasko na dnie rynny, boli jak diabli.
W czwartek Paulina będzie się jednak koncentrować na swoich mocnych stronach. "Świetnie skacze <900>, bardzo wysoko i zachowuje pełną kontrolę, a sędziowie to lubią. Już od jakiegoś czasu tego nie robiła, bo przystosowanie się do nowych warunków zajmuje jej sporo czasu. Ale niedawno na zawodach w Burton zastosowała tę „900” na pierwszym tricku i nią pokonała rywalki. W zanadrzu ma też Haakon flipa i Mc Twista. Czy je wykona i ustoi? Prawdopodobieństwo oceniałbym na 60 procent. Jeśli tylko wyjdzie jej wszystko, co zaplanowała, będzie dobrze" - uważa Ligocki. Rywalki może i potrafią więcej, ale wcale nie zawsze jadą na całego. Czasem lepiej nie ryzykować, kolejne przejazdy traktować bezpiecznie, ale wejść do finału. Dopiero w nim nikt nie kalkuluje: "Albo pada się na dno rynny, albo walczy się o medal".