Przed najbliższe dwa tygodnie w kraju nie będzie ważniejszego tematu niż rywalizacja w Vancouver. Największe nadzieje wiążemy oczywiście z występami Justyny Kowalczyk, która jest faworytką. Nasza królowa nart wygrywała w tym sezonie we wszystkich olimpijskich konkurencjach, w trzech z nich żadna z rywalek nie może się poszczycić lepszymi rezultatami od niej. Na 15 występów Justyna tylko w pięć razy była poza podium. "Wszystko idzie zgodnie z zapowiedziami trenera Justyny Aleksandra Wieretielnego. Jedyne, co się nie sprawdziło - to że Kowalczyk będzie miała słabszy początek sezonu. Bo też był bardzo dobry" - ocenia Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

Reklama

Trzeba jednak pamiętać, że część zawodów opuściły najgroźniejsze rywalki, a profil tras w Whistler nie pozwoli naszej zawodniczce wykorzystać jej największych atutów.

Tradycyjnie liczymy na Adama Małysza. Nasz skoczek nie najlepiej prezentował się w pierwszej części sezonu, ale ostatnie występy, zwłaszcza zawody w Klingenthal, pokazały, że trener Hannu Lepistoe dobrze wie, co robi. "Wygląda na to, że Adam jest w olimpijskiej formie" - zachwala Tajner.

Wśród faworytów w walce o olimpijskie medale jest biatlonista Tomasz Sikora, a po cichu liczymy również na snowboardzistkę Paulinę Ligocką.

Do tej pory tylko dwukrotnie udawało nam się zdobyć dwa medale na jednych igrzyskach - w 2002 r. Małysz zdobył srebrny i brązowy krążek, a cztery lata temu w Turynie po srebro sięgnął Sikora, a po brąz Kowalczyk. Wcześniej nasz dorobek wynosił zaledwie cztery medale - jedyny złoty medal wywalczył skoczek Wojciech Fortuna (Saporro 1972), srebro zdobyła panczenistka Elwira Seroczyńska, a brąz jej koleżanka Helena Pilejczyk (Squaw Valley 1960) oraz Franciszek Gąsienica-Groń w kombinacji norweskiej (Cortina d’Ampezzo, 1956).

Reklama