Iordanescu miał udany debiut w Legii
Iordanescu został trenerem Legii tuż przed startem nowego sezonu. Rumun swoją pracę z zespołem ze stolicy zaczął efektownie. Już na starcie zdobył z klubem z Łazienkowskiej Superpuchar Polski. W meczu o pierwsze trofeum jakie było do zdobycia w rozgrywkach 2025/26 jego podopieczni pokonali w Poznaniu miejscowego Lecha.
Później forma Legii z każdym kolejnym miesiącem gasła, aż przyszedł październik. Na jego początku piłkarze z Warszawy przegrali w Lidze Konferencji z Samsunsporem 0:1, a trzy dni później w Ekstraklasie doznali porażki 1:3 z Górnikiem Zabrze.
Legia w potwornym kryzysie
Po dwóch potknięciach nastąpiła przerwa na mecze reprezentacji. Iordanescu miał dwa tygodnie na pracę z zespołem i poprawienia wszystkiego co zawiodło. Rumuński szkoleniowiec nie zdiagnozował dobrze problemów, albo nie potrafił im zaradzić, bo w niedzielę Legia dramatycznie słabo zaprezentowała się w Lubinie i zasłużenie przegrała z Zagłębiem 1:3. Aktualnie zespół, który miał walczyć o mistrzostwo Polski jest na dopiero na 9. miejscu w tabeli i do liderującej Jagiellonii traci aż 9 punktów.
Po meczu z Zagłębiem eksperci i kibice nie szczędzili gorzkich słów Iordanescu. Jedni i drudzy domagają się zwolnienia Rumuna. Zmiany na stanowisku trenera jednak nie będzie. Przynajmniej na razie.
Iordanescu nie ma zgody Legii na odejście
Co ciekawe Iordanescu gotowy jest sam podać się do dymisji. Szkoleniowiec podobno miał uznać, że dobro drużyny i klubu musi być na 1. miejscu i jest gotowy odejść. Na to jednak obecnie nie chcą się zgodzić władze Legii - informuje serwis Goal.pl.
Według rumuńskich mediów Iordanescu nie może wypowiedzieć umowy, bo drogo by za to zapłacił. W jego kontrakcie jest klauzula, która gwarantuje Legii 400 tysięcy euro odszkodowania za przedwczesne jednostronne rozwiązanie umowy przez szkoleniowca. Zapis na takich samych zasadach działa w drugą stronę. Dlatego do polubownego rozstania potrzebna jest zgoda trenera jak i Legii.