Tej zimy kluby ekstraklasy wydały na transfery gotówkowe tylko 6,5 mln zł. To aż o 6,5 mln złotych mniej niż w lecie ubiegłego roku. I wiele wskazuje na to, że w następnym oknie tendencja zniżkowa się utrzyma. Przede wszystkim z racji tego, że kryzys, choć nie odczuwamy jego skutków tak bardzo jak inne kraje europejskie, nie odpuszcza.

Reklama

W takiej sytuacji nawet wielkie firmy z naszego podwórka zaciskają pasa. Ogromne pieniądze wyciągają tylko wtedy, gdy trafi się jakaś wyjątkowa okazja. Patrz Lech Poznań i zakup Siergieja Kriwca za 400 tys. euro. Ten sam Lech zrezygnował jednak już ze ściągnięcia Kamila Glika, gdy Piast Gliwice zażądał za swego obrońcę 4 mln zł.

Generalnie obowiązuje polityka pozyskiwania zawodników po cenach promocyjnych (niskie klauzule odstępnego względnie takich, którym za pół roku kończy się umowa), a już najlepiej tych, którym wygasł kontrakt z poprzednim pracodawcą. Działacze zaczynają w pełni korzystać z dobrodziejstwa obowiązującego od blisko 15 lat Prawa Bosmana.

- Teraz to jedynie kluby broniące się przed spadkiem wykazują instynkt samozachowawczy i wyciągają nierzadko milion złotych tylko po to, żeby nie stracić sześciu, które dostają z tytułu umowy telewizyjnej z Canal Plus - uważa wiceprezes Piasta Zbigniew Koźmiński.

Wisła, Lech i Legia doszły natomiast do poziomu, w którym sens ma jedynie pozyskiwanie graczy dających gwarancję podboju Europy.

>>> Czytaj także: Bosacki zostaje w Lechu na dłużej

p