"Drogi Panie Prezesie!
Ogrom tragedii, jaka się wydarzyła, jeszcze do mnie nie dotarł. Może dlatego, że jestem teraz bardzo daleko od kraju, od Pana. Może dlatego, że ciągle brzmi mi w uszach: "Justyna, to żaden problem. Damy radę". Zawsze dotrzymywał Pan słowa.
Dziękuję, dziękujemy! Dobrze mieć takiego Anioła Stróża.
Zresztą - dziękować można by bez końca!!! Za to, że widział Pan w nas, sportowcach przede wszystkim ludzi, a nie ... maszynki do zdobywania medali. Za to, że krzewił Pan w polskim sporcie ideę olimpijską i zasady uczciwej rywalizacji. Za to, że rozumiał Pan naszą sportową tułaczkę i jej trud. Wreszcie, że zawsze dbał Pan o nasz komfort i zdrowie.
Na początku naszej współpracy nie był Pan pewien czy moje zaangażowanie w sport to tylko dobrze odgrywana rola, czy też rzeczywiście wkładam w to tyle serca. Kiedy jednak zrozumiał Pan, że nartki to całe moje życie, zyskałam w Panu jednego z najwytrwalszych i najwierniejszych kibiców. Takiego, który dzwoni nie tylko po zwycięstwie, ale przede wszystkim w momentach niewesołych.
Przeżywał Pan ze mną porażkę na mistrzostwach świata w Sapporo, świętował w Libercu, pomógł dotrwać do złotego końca w Vancouver. Tyle jedynych w swoich rodzaju wspomnień... Nie o wszystkich chcę pisać - tegoroczne igrzyska czy Gala Olimpijska to myśli jeszcze zbyt świeże, aby nimi się dzielić. Za te niezwykłe chwile też szczerze dziękuję.
Proszę jednak nie myśleć, że nie widziałam Pana wad. Zwłaszcza jedna rzucała się w oczy: chciał Pan nas - sportowców - we wszystkim wyręczać. Pomagał nam aż za bardzo. Nie nauczył samodzielności. Bo cóż my teraz poczniemy? Nie jesteśmy na to przygotowani!
Mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych. Pewnie to banalne, ale dla mnie takim właśnie Pan pozostanie! Wielki Ojciec Polskiej Rodziny Olimpijskiej! Wielki Człowiek! A przede wszystkim - Wielki Kibic i Przyjaciel - wszystkich polskich sportowców!
Spotkamy się w Soczi, Panie Prezesie! Nie otrzyma Pan akredytacji, to prawda, ale... przemycimy Pana w naszych sercach. Ja i inni polscy olimpijczycy. Już moja w tym głowa. I proszę pamiętać o tej obietnicy. Zrobię wszystko, by jej dotrzymać.
Z wyrazami szacunku i wielkimi podziękowaniami - Justyna" - napisała w liście trzykrotna medalistka olimpijska z Vancouver.
Jak zaznaczyła, dzieli ją od Warszawy ok. 9000 km i aż 11 stref czasowych, ale jest blisko prezesa Nurowskiego i wszystkich osób pogrążonych w smutku po tragicznej katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem.
Trumna z ciałem Nurowskiego w poniedziałek po południu spoczęła w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Komunalnym (d. Wojskowy) na warszawskich Powązkach, nieopodal mogiły jego poprzednika Stanisława Stefana Paszczyka. Podczas ceremonii odczytano fragment listu od Kowalczyk.
Uroczystości pogrzebowe na Powązkach poprzedziła msza święta, którą w katedrze św. Michała i Floriana na Pradze koncelebrował biskup Marian Florczyk.