Czołowi brytyjscy naukowcy biją na alarm - igrzyska w Pekinie zostaną skażone przez sportowców wykorzystujących doping genowy, najnowsze i najbardziej niebezpieczne zagrożenie dla czystej sportowej rywalizacji.

Już w 2003 roku Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) dodała nowy sposób sztucznego zwiększania wydolności sportowców do listy zakazanych metod i substancji dopingowych. W uproszczeniu, chodzi o wstrzykiwanie do mięśni i komórek kostnych odpowiedniego fragmentu DNA, który ma następnie zostać wbudowany w materiał genetyczny człowieka.

Reklama

"Już na igrzyskach w Atenach w 2004 ludzie o tym mówili. W tym roku w Pekinie sprawa jest zupełnie poważna - będą to pierwsze genetycznie modyfikowane igrzyska. Wielu naukowców twierdzi, że wciąż nie jest to możliwe, ale ja nie jestem tego taki pewien. Musimy przyjąć do wiadomości, że to już się dzieje. To już jest wykonalne" - tłumaczy dr Andy Miah.

Jego zdaniem, żadna technologia nie zmieni igrzysk olimpijskich tak, jak doping genowy. "Jest praktycznie niewykrywalny i najprawdopodobniej nigdy nie będzie" - zauważa dr Miah. I dodaje, że Pekin będzie dopiero początkiem. W pełni rozwiniętą, nową technologię będą wykorzystywać sportowcy na igrzyskach w Londynie w 2012 roku.

Reklama

Super-sportowiec za 50 tysięcy

Wypowiedź doktora Miaha pojawia się dosłownie tygodnie po tym, jak dziennikarze niemieckiej telewzji ARD pokazali lekarza w Chinach, który proponował przeprowadzenie takiej genowej "kuracji" za równowartość 50 tysięcy złotych.

Lekarz wpadł po tym, jak niemiecki dziennikarz podając się za trenera amerykańskiego pływaka, zażyczył sobie poprawy wydolności jego płuc. "Nie mamy doświadczenia ze sportowcami, ale zabieg jest bezpieczny, możemu panu pomóc" - tłumaczył specjalista, dodając, że terapia miałaby trwać dwa tygodnie.

"Polecam cztery dożylne zastrzyki... 40 milionów komórek pierwotnych albo nawet dwa razy tyle - im więcej tym lepiej. Wykorzystujemy też hormony wzrostu, ale z tym musi pan uważać - są na liście dopingowej" - zachęcał lekarz.