WBA, WBC, WBO, IBF i jeszcze kilka innych. Trudno się połapać, o co chodzi z tymi wszystkim federacjami. Nie przeszkadza panu ich liczba?
Lindsey Tucker: Każda federacja jest na swój sposób wyjątkowa. Nasza moim zdaniem jest na przykład najlepsza… No, a przynajmniej jedna z najlepszych. Problem polega na tym, że ci z WBA czy WBO myślą tak samo o swojej federacji. Cóż, każdy może sobie myśleć, co chce. IBF to czołowa bokserska federacja. Nie ma tu nad czym dyskutować.
Czym różni się IBF od na przykład WBO?
Tym, że dajemy szansę takim bokserom, jakim kiedyś był Tomasz Adamek – takim, którzy zasługują na mistrzostwo, ale jakimś dziwnym trafem jeszcze go nie zdobyli. Istniejemy od 1983 roku i od tamtego czasu zorganizowaliśmy wiele historycznych walk. Mamy w swojej stajni mnóstwo wielkich wojowników, ludzi, którzy wiedzą, czego chcą, nie poddają się. Cały czas dostarczamy ludziom świetnej rozrywki. Wszyscy są zadowoleni – i my, i bokserzy, i fani. To chyba dobrze, nie?
Czy niektórych bokserów traktujecie wyjątkowo? Rozumiem, że Władimir Kliczko jest dla was ważniejszy niż na przykład Lucian Bute.
Wszystkich traktujemy jednakowo. Nikogo nie wyróżniamy.
A poważnie?
A poważnie to Kliczko kiedyś stracił pas WBO. Przyszedł do nas, poprosił o walkę. Dostał szansę i ją wykorzystał. OK, fajnie, że akurat do nas się zgłosił, to gwiazda boksu, ale powtarzam – nie ma u nas ważnych i ważniejszych. Dla IBF Kliczko jest równie ważny jak Adamek. Ale fakt, że obaj są już mistrzami, nie powoduje, że gorzej traktujemy tych, którzy mistrzami jeszcze nie są.
No właśnie. Kim dla IBF jest ktoś taki jak Adamek?
Jest wśród naszych czołowych bokserów, to wielki fighter, bardzo się cieszymy, że jest z nami. W zasadzie to jeden z najlepszych zawodników, jakich widziałem. A co tam – jest najlepszy na świecie.
Na razie ma tylko dwa mistrzowskie pasy, w tym jeden mało znaczący.
Wprawdzie nie znam go prywatnie, ale oglądałem jego walki w telewizji. Co za ciosy, jaka szybkość, wola walki… Szkoda, że jeszcze nie walczył z Bernardem Hopkinsem. Polacy powinni być dumni z takiego boksera. Jak go nazywacie? „Góral”? Co to znaczy?
Góral to człowiek z gór.
To by pasowało, bo podobno tacy ludzie są wytrzymali i waleczni. Adamek ma wszystko, aby długo utrzymywać się na szczycie. Jak się postara, to przyszykujemy dla niego niespodziankę.
Jaką niespodziankę?
Przyjęliśmy taką zasadę, jaka obowiązuje w futbolu amerykańskim. Zdobędziesz trzy tytuły mistrzowskie, otrzymujesz taką ładną pamiątkę na palec. Jeśli Adamek trzy razy obroni pas mistrza, dostanie od nas śliczny, wartościowy pierścień. Z tego, co się orientuję, na razie obronił tytuł raz.
Walka z Bobbym Gunnem to dobry pomysł?
Oczywiście. Adamek musi cały czas być w formie, musi mieć zajęcie, aby odpowiednio przygotować się do walki ze Steve’em Cunninghamem. Albo Wayne’em Braithwaite’em… Tak czy owak, następną walkę Polak stoczy ze zwycięzcą pojedynku Cunningham – Braithwaite. Jestem tego pewien.
Ale Gunn ma już 36 lat, niewielu ludzi wie, kto to w ogóle jest.
Nie wszyscy muszą kojarzyć Gunna, ale to silny i utalentowany zawodnik, mogę zapewnić, że stoczył kilka świetnych walk.
Walka Gunna z Adamkiem chyba nie cieszy się jakimś wielkim zainteresowaniem w USA?
Wręcz przeciwnie. Wprawdzie jeszcze nie wszystkie bilety w hali w Newark zostały sprzedane, ale jestem pewien, że w sobotę będzie komplet publiczności. Liczę przede wszystkim na Polaków.
To dlatego zdecydowaliście, że walka odbędzie się w New Jersey?
Tak, pomysł na walkę w Polsce nie byłby zbyt dobry. Po pierwsze – Tomasz świetnie się tu czuje, stoczył w New Jersey już kilka pojedynków. A po drugie, jest niesamowicie popularny wśród miejscowej Polonii. Pamiętam, jak tu Gołota walczył. Gdy Andrew się pojawił, zaczął się show. Okazało się, że Polacy też potrafią. Mam nadzieję, że tym razem również będzie głośno.
Ile Adamek zarobi na tej walce?
Nie tak dużo, jak powinien zarobić. Niestety, nie dostanie pieniędzy od telewizji.
Kto wygra w sobotę?
Musimy być neutralni, ale życzę Adamkowi szczęścia.