Na sukces Hiszpana pracowali inni kolarze. Pędzą z prędkością 80 km/godz. Przypominają żywe torpedy, albo współczesnych kamikaze. Narażają zdrowie, a nawet życie, tylko po to, by tuż przed metą zniknąć za plecami sprinterów, na których spłynie splendor i chwała. Kolarze rozprowadzający na finiszu to specyficzna kasta w peletonie. Cisi bohaterowie, bez których wielkie gwiazdy nie przebiły by się na pierwszą linię walki o zwycięstwo etapowe.
Thor Hushovd nosi imię po bogu błyskawic. Thora czcili wikingowie składając mu ofiary ze zwierząt, by zesłał na wroga burzę. Hushovda czczą fani ostrej walki na ostatnich metrach. Grupa kolarza o piorunującym przyspieszeniu, Credit Agricole, posyła go do walki na finiszu, gotowa do największych poświęceń dla zwycięstwa. W środę poświęciła Nowozelandczyka Juliana Deana, który podczas walki na uliczkach Saint-Quentin pogruchotał sobie kości torując drogę Hushovdowi. Sędziowie wyścigu uznali poczynania Deana za niebezpieczne i ukarali go grzywną w wysokości 200 franków szwajcarskich. Większą szkodą było to, że ofiara poszła na marne, bo Thor przegrał, między innymi z Robbiem McEwenem.
Australijczyk z Davitamon Lotto był „uzbrojony” w trzech ludzi: Gerta Steegmansa, Freda Rodrigueza i Christophera Kornera. Nieobliczalnych, wyśmienicie wyszkolonych technicznie i aż nadto odważnych. Mają tylko jedno zadanie: na ostatnim kilometrze przetransportować McEwena jak najbliżej czoła peletonu.
"Ostatni odpada Rodriguez, który przebija się przed McEwenem do 400-500 m przed metą" – wyjaśnia Cezary Zamana, który przejechał Tour de France w 1994 r.
Gdy oczom kolarzy ukazuje się kreska, sprinter zostaje z nią sam na sam. "Kiedy widzę białą linię mety, świat kurczy się do szerokości szosy" – mówi McEwen.
Grupa Lotto cały skład skonstruowała z myślą o McEwenie. Specjalistów od rozprowadzania wybrano tak, by pasowali do stylu jazdy Australijczyka. "Mało tego, ci trzej rozprowadzający potrafią wykorzystać inne grupy na ostatnich kilkuset metrach" – dodaje Zamana.
To jednak nie koniec. Walka o zieloną koszulkę klasyfikacji punktowej toczyć się będzie przecież aż do mety na Polach Elizejskich. McEwen w górach przejedzie drogę przez mękę. Jeśli się podda straci wszystko. To dlatego w Alpach i Pirenejach Lotto przydzieli mu ludzi od czarnej roboty, którzy będą holować Australijczyka tak, by ten zmieścił się w limitach czasowych na poszczególnych etapach. Dyrektor sportowy, Marc Sergeant, niczym prawdziwy sierżant będzie pilnował tętna pomocników, które wyznaczać będzie rytm pedałowania.
McEwen będzie spadał coraz niżej w klasyfikacji generalnej, ale nie o nią mu chodzi. Australijczyk znajdzie się na czele peletonu na wszystkich płaskich odcinkach. Zielonego trykotu trzeba bowiem bronić do Paryża, atakować kiedy się da, nie bacząc na konwenanse. Przed dwoma laty McEwen stracił koszulkę ostatniego dnia, podczas tzw. etapu przyjaźni.
Trzykrotny mistrz świata Hiszpan Oscar Freire wygrał w czwartek piąty etap kolarskiego wyścigu Tour de France. Na mecie trasy z Beauvais do Caen (225 km) znów zameldował się cały peleton. Po finiszu Freire wyprzedził aktualnego mistrza świata i lidera wyścigu Belga Toma Boonena. Dzięki bonifikacie za drugie miejsce Boonen utrzymał prowadzenie i powiększył przewagę nad Australijczykiem Michaelem Rogersem do 13 sekund.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama