Dotarło już do pana, że jest pan trenerem wicemistrzów świata?
Jeszcze nie. Myślę, że zdam sobie z tego sprawę dopiero w najbliższych dniach. Teraz jest jeszcze zamieszanie, zaledwie kilkanaście godzin temu był finał. Za chwilę lecimy do Polski rządowym samolotem, będą powitania, spotkania z różnymi ludźmi. Wczoraj wieczorem była radość, tańce, śpiewy, chłopcy sobie trochę pofolgowali. Ale to się szybko skończyło, bo wszyscy jesteśmy tym turniejem i ostatnim meczem bardzo zmęczeni. Dlatego do mnie i do chłopaków świadomość tego sukcesu dopiero dotrze.

Który z zawodników najbardziej pana zaskoczył?
Trudno powiedzieć, nie chcę wymieniać konkretnych graczy, bo wszyscy zasłużyli na pochwały. Na pewno jestem pełen uznania dla Zbyszka Kwiatkowskiego. Proszę się nie dziwić. Zbyszek był jedynym zawodnikiem, który w całym turnieju nie zagrał ani minuty. On najbardziej to wszystko przeżywał, bo nie mógł pomóc kolegom na boisku. Ale jestem o niego spokojny. Jeśli będzie ciężko pracował, to na pewno jeszcze się tej reprezentacji bardzo przyda. Natomiast jest kilku zawodników, którzy mogli zagrać jeszcze lepiej. Ogólnie zespół funkcjonował jednak bardzo dobrze. Jeśli któremuś zawodnikowi nie szło, to wchodził inny i grał lepiej. Bo dawniej bywało tak, że jak podstawowi gracze nie mieli swojego dnia, to pojawiała się bezradność i rezygnacja. A teraz ci młodsi i mniej znani z powodzeniem zastępowali liderów.

Pan nigdy publicznie nie krytykuje zawodników. Ale nie wierzę, że jest Pan z nich zadowolony po niedzielnym finale.
To nie jest tak, że ja ich w ogóle nie krytykuję. W szatni bywam często bardzo ostry. Wczoraj mieliśmy szansę dogonić przeciwnika, ale nie wykorzystaliśmy jej. Niestety, w finale mistrzostw świata nie można grać jak o punkty ligowe. Tu nie można odrobić strat za tydzień. Ten finał chyba przerósł kilku zawodników. Ale jednego im odmówić nie można - walki. I za to ich trzeba szanować.

Czy ten zespół narodził się po porażce z Francją?
Według mnie tak. Wysoka przegrana i nasza późniejsza rozmowa z zawodnikami były punktem zwrotnym podczas mistrzostw. Powiedzieliśmy sobie parę słów, kilku zawodników musiałem ostro skrytykować, nazywając rzeczy po imieniu. Bardzo podbudowało mnie to, że zespół porozmawiał też we własnym gronie. Liderzy, Grzesiek Tkaczyk i Sławek Szmal, potrząsnęli kilkoma kolegami. Nie powiem do kogo, ale padły mocne słowa. Wspólnie ustaliliśmy, że mecz z Francją był do bani, ale teraz bierzemy się do roboty i zasuwamy, bo nikt nam niczego nie podaruje.

Ma pan niemieckie obywatelstwo, od 12 lat mieszka pan w Niemczech. Jak pan się czuł podczas finału?
Zawsze czuję to samo - wielką dumę, że prowadzę reprezentację Polski. Kiedy słyszałem, jak Niemcy gwiżdżą na Polaków, strasznie się zawziąłem. Pomyślałem, że cudownie byłoby ich uciszyć zwycięstwem. Po tych wszystkich głupich plotkach i artykułach, gdzie nazywano nas czerwonymi prostakami. Ja już nawet gdzieś słyszałem, że po meczu pobiłem niemieckiego dziennikarza. Widocznie komuś zależy, żeby popsuć nasz wizerunek. Bo my podczas tych mistrzostw zmieniliśmy obraz Polaka. Pokazaliśmy, że niezależnie od tego, co się dzieje, twardo walczymy i nikt nam nie musi nic podarowywać. W przeciwieństwie do niektórych drużyn na tych mistrzostwach.

Nie jest panu szkoda, że jako mieszkańca Niemiec ominie pana popularność w Polsce?
Nie pracuję dla popularności. Zresztą ona raz jest, a raz jej nie ma. Opinia publiczna szybko potrafi zmieniać bohaterów. Trzeba się jej cały czas przypominać. Na pewno nie będzie tak, że teraz zaczniemy się obnosić z tym medalem do końca życia i żyć przeszłością. Za rok są mistrzostwa Europy, potem igrzyska, do których musimy się jeszcze zakwalifikować, następne mistrzostwa świata. Ja już siedzę w piłce ręcznej prawie 30 lat. Popularność jest dla mnie w jakimś sensie normalna. Choć nie chcę przez to powiedzieć, że jest mi obojętne, co o mnie mówią. Tylko że ja nie oczekuję poklasku. Nie mam potrzeby bycia niczyim idolem. Ludzie mają ciekawsze zajęcia niż szukanie na ulicy Bogdana Wenty i klepanie go po plecach.

Uważa pan, że Niemcy zasłużenie zdobyli mistrzostwo świata?

Oni się teraz cieszą i słusznie, bo wygrali. Ale rozmawiałem na tym turnieju z wieloma ludźmi i wszyscy czują niesmak. Bo Niemcy zorganizowali turniej w stu procentach pod swój zespół. Zrobili sobie imprezę, którą mieli wygrać i wygrali. Nastawienie całego świata handballu jest teraz takie, że jeżeli ktoś ich dorwie poza ich terenem, to strasznie złoi im skórę.


















Reklama