Isinbajewa próbowała w Bydgoszczy poprawić własny halowy rekord świata, ale tym razem nie dała rady. Zabrakło jej sił, bo poprzedni rekord (4,93 m) pobiła zaledwie cztery dni wcześniej w Doniecku.

Dlaczego pani płakała po rekordowym skoku w Doniecku?
Ze szczęścia. Tylko dlatego. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Czułam, że jestem w stanie pobić ten rekord właśnie tego dnia, w tamtej chwili. Zareagowałam spontanicznie, chociaż zazwyczaj staram się panować nad emocjami. To bardzo ważny rekord w mojej karierze. Przekonałam się, że po zmianie trenera i treningu mogę skakać jeszcze wyżej.

Co po tym skoku powiedział pani trener Witalij Pietrow?
Że skok był dobry.

Tylko tyle?

No nie. Potem, po zawodach, rozmawialiśmy dosyć długo. Trener powiedział, że dobrze wyglądam na skoczni. Określił, że wreszcie jestem sobą. Twierdzi, że będę skakała wyżej i wyżej.

Pani też w to wierzy?
Skoro trener Pietrow tak mówi, to trzeba wierzyć. To bardzo, bardzo dobry trener. I miły człowiek. A to dla mnie ważne.

Przerasta pani rywalki o kilka klas, dlatego w każdych zawodach czeka pani na swój pierwszy skok bardzo długo. W Bydgoszczy prawie dwie godziny. To musi być mordęga?
No tak... Ale co mam zrobić? Staram się o tym wszystkim nie myśleć. Kiedy dziewczyny skaczą na niższych wysokościach wyobrażam sobie, że skaczę razem z nimi, po kolei: 4,40, 4,50, a teraz już 4,60. Cały czas uczestniczę w konkursie. Tak to wygląda.

W Bydgoszczy przed skokami na 4,94 m chowała się pani pod wielkim kocem. Dlaczego?
Żeby się skoncentrować, trochę pomyśleć o tym, co mnie czeka. W hali było bardzo głośno, co jest świetne podczas konkursu, ale przed skokiem chciałam przez kilka chwil pobyć sama ze sobą.

Nie udało się pani poprawić rekordu świata w Polsce. Możemy na to liczyć w przyszłości?
Na pobicie rekordu na pewno, ale czy w Polsce, tego nie wiem. Bardzo bym tego chciała. Jeżeli latem będzie taka okazja, to na pewno to zrobię. Pamiętam, jak zeszłego lata w Warszawie ludzie długo czekali w zimnie i w strugach deszczu na moje skoki. A ja w takich warunkach nie mogłam skakać, bo było zbyt niebezpiecznie. W Polsce zawsze jestem dobrze przyjmowana. Jeżeli uda mi się odwdzięczyć rekordem, to będę szczęśliwa tak, jak i polscy kibice.

Jak pani sobie radzi z nieustanną presją? W Bydgoszczy kibice chcieli rekordu. Tak jest na wszystkich zawodach, w których pani startuje.

Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym. Po prostu skaczę. Staram się nie myśleć o niczym innym poza skakaniem. Najważniejsze jest to, że sama oczekuję od siebie rekordów i sama w nie wierzę.

Po mityngu w Doniecku powiedziała pani, że to nie ostatni rekord świata w tym sezonie.
Chcę ich pobić najwięcej, jak się da. Rekordy są dla mnie bardzo ważne.

Możliwa jest wysokość 5,10 m?
Wszystko jest możliwe. Tylko po co mówić o konkretnych wysokościach? Ja tego nigdy nie robię. Latem czekają mnie mistrzostwa świata w Japonii i mityngi Golden League. Tam będę w formie, więc skakanie powinno być wysokie.