Loża po przeciwnej stronie była już pusta. Ojciec Marii, Jurij Szarapow, pozbierał swoje telefony komórkowe i wyszedł kilka minut wcześniej, kiedy po długiej grze na przewagi Agnieszka przełamała serwis Rosjanki na 5:2. "To był najważniejszy gem. Wiedziałem, że kto go wygra, odniesie zwycięstwo" - opowiadał Robert Radwański, ojciec i trener Agnieszki. "Dopiero wtedy zacząłem się denerwować, bo już witaliśmy się z gąską, a Rosjanka w każdej chwili mogła przeważyć spotkanie na swoją stronę. Nie raz pokazała, że potrafi wyjść z każdej opresji" - dodał.

Sposobu na 30. zawodniczkę turnieju znaleźć jednak nie potrafiła. Taktyka Radwańskich zadziałała za to idealnie. "Agnieszka miała grać szeroko, przy liniach, nisko posyłać piłki" - wylicza Radwański. "Szarapowa jest wysoka i ma problem z odbieraniem takich uderzeń. Ona wszystko bierze z góry. Jeśli zagra jej się powyżej biodra, momentalnie zdobywa punkt" - powiedział. Kluczem do meczu okazał się jednak trick, który Agnieszka stosowała podczas drugiego serwisu rywalki. "Wiedzieliśmy, że Szarapowa zbyt wysoko wyrzuca piłkę. Jeśli wieje, łatwo można stracić nad piłką kontrolę. Zadaniem Agnieszki było dodatkowo przeszkadzać Szarapowej, co zresztą świetnie realizowała. Wchodziła w kort, ruszała się" - twierdził.

Komentatorka stacji telewizyjnej CBS transmitującej US Open na Stany Zjednoczone żartowała - "Jeśli Radwańska podejdzie jeszcze bliżej linii serwisowej, będzie musiała odebrać podanie z woleja". "Agnieszka wymusiła w ten sposób przynajmniej połowę z 12 podwójnych błędów serwisowych Szarapowej" - ocenia Radwański. "Stało się coś jeszcze, Rosjance przestał wychodzić jej świetny pierwszy serwis" - powiedział. Agnieszka w ten sposób wyłączyła jej największą broń.

Radwańska znalazła się wśród 16 zawodniczek, które pozostały w turnieju singla wielkoszlemowego US Open (do I rundy przystąpiło ich 128). To drugi podobny sukces w jej karierze, ale awans do IV rundy w zeszłorocznym Wimbledonie nie wytrzymuje porównania z sobotnim zwycięstwem nad Szarapową. Na licznych telebimach w centrum tenisowym na Flushing Meadows codziennie można zobaczyć migawki wielkich momentów US Open 2006 - Maria Szarapowa z czarnej sukience wzorowanej na stylu Audrey Hepburn w filmie "Śniadanie u Tiffany'ego". Podskakuje ze szczęścia tak energicznie, że ze srebrnego pucharu spada pokrywka - pisze DZIENNIK.

W tym roku miało być tak samo. Zmieniła się tylko sukienka. W meczach I i II rundy Szarapowa w sumie spędziła na korcie tylko 101 minut i oddała przeciwniczkom po jednym gemie. Mecz z Agnieszka trwał 126 minut. Po raz pierwszy w świetle dziennym, a nie w sesji nocnej, i bez czerwonej sukienki Szarapowa okazała się znacznie mniej skuteczna. Została pierwszą od 26 lat turniejową dwójką, która przegrała już w III rundzie. Wystarczyło spojrzeć w smutne, zgaszone oczy Marii, kiedy cicho odpowiadała na pytania dziennikarzy, żeby zrozumieć, co to dla niej oznacza. "Maria może wyglądać jak lalka Barbie, ale to tylko pozory" - mówił Radwański. "Ona ma zacięcie do walki i charakter do tenisa. Jest ostra. Żeby z nią wygrać, a zwłaszcza w wielkim szlemie, trzeba się dobrze napocić, no i umieć grać. Tym cenniejsze jest zwycięstwo Agnieszki. Można tylko chylić czoła. A z porażki Maria podniesie się szybko, bo tenisiści to twardzi ludzie" - dodał.

Konferencja prasowa ze sprawczynią sensacji przyciągnęła dziesiątki dziennikarzy. Okazało się, że w USA doskonale pamiętają Agnieszkę od czasu jej zwycięstwa nad Martiną Hingis (wiosną w Miami). Pytali Polkę o maturę, jej domowe szczury Flippiego i Floppiego, a nawet o co kłóci się z siostrą. Urszula, która w US Open startuje w turnieju juniorskim, ma swój udział w pokonaniu Szarapowej. "Wczoraj oglądałyśmy z Ulą na Piątej Alei torebki Luisa Vuittona, bardzo drogie" - opowiadała Agnieszka. "Umówiłyśmy się, że jak wygram, to sprawię nam po jednej. Nie przypuszczałam, że rzeczywiście je kupię, ale muszę, bo obiecałam. Każda dodatkowa motywacja jest dobra, jeśli tylko działa" - powiedziała.

Po zakupach trzeba będzie jednak wracać do gry. Mecz o ćwierćfinał Agnieszka najprawdopodobniej zagra już dziś. Zmierzy się w nim z rozstawioną z nr 18 Shahar Peer z Izraela. "Oficjalnie raz z nią już przegrałam, ale ten mecz właściwie się nie liczy. Moje rakiety nie doleciały wtedy na turniej w Rzymie" - przypomniała Agnieszka. Radwański ostrożnie ocenia szanse córki w tym spotkaniu. "Peer to zawodniczka grająca z kontry, trochę zachowawczo. Nie będzie łatwo. Ale nie będzie też niespodzianki, jeśli za kilka dni zobaczymy Agnieszkę w ćwierćfinale" - powiedział dla DZIENNIKA.