Kiedy uwierzyła pani, że możliwe jest pokonanie Szarapowej?

Tak naprawdę, kiedy wygrałam gema na 5:2 w trzecim secie. Wtedy pomyślałam, że mam szansę na zwycięstwo. Ale uwierzyłam dopiero po piłce meczowej. Nie byłam niczego pewna, bo mecz tenisowy można przegrać w każdej sytuacji, choćby po 10 meczbolach. A po drugiej stronie siatki stała nie jakaś anonimowa zawodniczka, tylko Szarapowa.

Jak z pani punktu widzenia wyglądał ten mecz?

Pierwszy set był bardzo wyrównany. Zdarzały się przełamania, ale natychmiast je odrabiałyśmy. Potem Szarapowa mi odskoczyła. Każdego kolejnego gema wygrywała łatwiej. Widać było, że jest wściekła, strzelała na oślep, ale wszystko jej wchodziło. W trzecim secie to ja dominowałam. Po ośmiu gemach dla niej ja wygrałam kolejne sześć. Przez cały mecz obie miałyśmy problemy z serwisem, bo warunki były bardzo ciężkie - słońce, wiatr. Byłam zaskoczona, że na korcie centralnym, który jest wysoko obudowany trybunami, tak mocno wieje. Piłka dosłownie kręciła w powietrzu salta. Chociaż Szarapowa męczyła się chyba trochę bardziej. Być może poza wiatrem miała jeszcze jakiś dodatkowy kryzys.

Proszę powiedzieć coś o tajemniczej taktyce na Szarapową, o pani zachowaniu podczas jej serwisu.
Rozmawiałyśmy o tym z Michaelą Krajicek, która miała wyrównany mecz z Szarapową w Los Angeles. Sama też to zauważyłam w Stambule. Szarapowa nie lubi, kiedy rywalka podchodzi za blisko pola serwisowego, gdy ona szykuje się do podania. Miałam tak właśnie robić - wchodzić w kort, ruszać się, rozpraszać ją. Oczywiście nie przy pierwszym serwisie, bo wtedy pewnie nie zdążyłabym zareagować. Ale przy drugim podaniu Szarapowej, które nie jest specjalnie silne, to działało. Zrobiła przez to bardzo dużo podwójnych błędów.

Można powiedzieć, że zastosowała pani coś w rodzaju Dudek dance?
Tak, tak to można nazwać.

Poradziła sobie pani z serwisem Szarapowej, a jednocześnie zdobywała punkty własnym drugim podaniem.
Nasze drugie podania nie bardzo się różnią, jeżeli chodzi o siłę. Ale ja nadaję piłce więcej rotacji. Kiedy dochodzi wiatr, takie zagrania są bardzo trudne w odbiorze. To było widać w ostatnim gemie, kiedy Szarapowa zepsuła chyba trzy returny.

Nerwy nigdy panią nie zawiodły?
Nogi zaczęły się pode mną trząść dopiero przy meczbolu. Wcześniej, kiedy przegrywałam w drugim secie, nie denerwowałam się. Po co? Kort centralny nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia. Ja naprawdę kilka razy grałam już na wielkich obiektach. Aż się dziwię, że moje mecze tak często odbywają się na centralnych kortach. Do tego publiczność była raczej po mojej stronie, zwłaszcza pod koniec. Byłam tym bardzo zaskoczona.

Jak przygotowywała się pani do tego meczu?
Spałam dobrze, tylko wstać musiałam wcześniej niż zwykle, bo chciałam potrenować na korcie centralnym, a był wolny tylko o 9. Śniadanie jak zwykle zjadłam w Starbucksie - bajgla z serem, ciasto, gorącą czekoladę i sok.

O pani zwycięstwie napiszą wszystkie gazety świata.
Muszę przyznać, że to robi wrażenie. Cieszę się, że mogłam wygrać z drugą dziewczyną na świecie, która dodatkowo broni tu tytułu. To największy sukces w mojej karierze, przede wszystkim dlatego, że wydarzył się na turnieju wielkoszlemowym. Zresztą myślę, że wyeliminowanie Szarapowej, ktokolwiek by tego dokonał, to największe wydarzenie US Open.

Czy twarde kort zaczęły pani bardziej odpowiadać?

Dalej ich nie lubię. Potrafię już na nich wygrywać, ale zdecydowanie wolę trawę i ziemię.

Tworzy pani historię polskiego tenisa, prawie na pewno awansuje pani do pierwszej 30 WTA i pobije rekord Magdy Grzybowskiej z 1998 roku.

Jeśli o tym myślę, to tylko jako o postępie we własnej karierze, a nie o wyprzedzaniu innych. Chciałabym, aby na koniec roku moja pozycja w rankingu miała dwójkę na początku. Będzie ciężko, bo muszę obronić dużo punktów z Luksemburga. Ale zostało jeszcze kilka turniejów po US Open. Gram we wszystkich największych w Europie - Stuttgart, Moskwa, Zurych, Linz. Zwłaszcza w Stuttgarcie fajnie byłoby wygrać, bo nagrodą jest tam porsche.

Czy ma już pani apetyt na finał US Open?

No pewnie, ale do tego jeszcze daleko.

Jak na pani zwycięstwo zareagowały inne zawodniczki?
Wszystkie, które były akurat w szatni, gratulowały mi - Swietłana Kuzniecowa, Patty Schnyder. Przyszła też Martina Hingis i mówi - No, nie tylko ja przegrałam?. Jakby ulżyło jej, że przegrała kiedyś z mało znaną dziewczyną.




























Reklama