Cel jest najważniejszy – tłumaczył Maks, który chodzi do stołecznej podstawówki nr 344 podczas zorganizowanej przez DGP dziecięcej debaty na temat aktywności fizycznej. Przyznawał, że nie zawsze jest łatwo wyjść na trening zamiast zostać w domu i pograć na konsoli. Co mu pomaga? Przypomina sobie o tym, co podczas ćwiczeń mówi trener: że trzeba myśleć dalekowzrocznie i wytyczać sobie bliskie cele, które pomogą w osiągnięciu tych dalszych.

Przyszli mistrzowie…

– Nie da się więc uciec od ćwiczeń, które nie zawsze będą sprawiać przyjemność. Jeżeli chciałbym grać w NBA czy lidze niemieckiej albo polskiej, a nawet mniejszych ugrupowaniach, to i tak wiem, że takie rzeczy osiąga się powoli. Dlatego zamiast pójść do McDonalda, jem sałatę i idę poćwiczyć. Na pewno wyjdzie mi to na dobre – mówił Maks. Od kilku lat gra w koszykówkę i wie, że wymaga to odpowiedzialnego podejścia. Szczególnie, jeżeli chce się zostać koszykarzem i polskim Le Brown Jamesem.

Obecny na spotkaniu Michał Jurecki, najlepszy lewy rozgrywający mistrzostw Europy w Polsce w roku 2016, wielokrotny reprezentant Polski w piłce ręcznej, m.in. srebrny medalista mistrzostw świata w Niemczech, brązowy medalista mistrzostw świata w Chorwacji i Katarze i uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Pekinie oraz w Rio de Janeiro, zawodnik PGE Vive Kielce, przyznaje, że w sporcie na pewno bardzo ważny jest wysiłek fizyczny. Bo bez niego nie osiągnie się sukcesu – ćwiczenia to podstawa. Jednak, jak podkreślał podczas debaty w rozmowie z uczniami, równie istotna jest strona psychiczna. O nią trzeba również umieć zadbać, bo w sporcie często kondycja psychiczna może okazać się kluczowa. Jak opowiadał, żeby zachować równowagę on sam robi co najmniej dwu–, trzy tygodniowe przerwy od sportu, podczas których można oddać się innym zainteresowaniem, tak aby „uwolnić” głowę od myślenia o treningach, meczach czy taktyce podczas rozgrywek.





Reklama

– Chciałbym mieć więcej takiego czasu, ale nie zawsze się udaje – przyznawał Jurecki.

Dodawał też, że regularny tryb życia pozwala zebrać siły i naładować akumulatory, żeby być gotowym do dalszej walki o zwycięstwo.

– To taki czas na zatankowanie paliwa niezbędnego do tego, by machina kręciła się dalej – śmiał się Jurecki.

Maks, Kuba i Bartek przyznawali, że wiążą swoje plany z zawodowym sportem. Kończą podstawówkę i szukają szkoły, która im pomoże w realizacji planów. Jednak przyznają, że wybór nie jest łatwy. Dlatego pytali Michała Jureckiego, czy od początku wiedział, że całe życie postawi na sport i czy nie kolidowało to z nauką.

Michał Jurecki przyznał, że wcale nie tak wcześnie zadecydował o wyborze życiowej drogi, bo dopiero w 15 roku życia zaczął grać w piłkę ręczną. – Ale wcześniej grałem w piłkę nożną – tłumaczył Jurecki. Ale jak widać nie byłoby to za późno. Jego zdaniem kluczowe jest to, żeby umieć się cieszyć z tego co się robi.

– Mam „fun” z każdej chwili na boisku. Tak samo było w dzieciństwie, robiłem lekcje i natychmiast biegłem na boisko. I tak mi zostało. To mi daje bardzo dużo, bo mam wiarę w to, że to, co robię, jest dla mnie ważne – opowiadał.

Dzięki tej radości udało mu się włożyć wiele energii i zaangażowania w sport. I dojść do sukcesów. Oprócz motywacji, czuje, że robi coś, co mu sprawia autentyczną przyjemność.

…i hobbyści

Nie wszystkie dzieci, które brały udział w debacie, wiążą z tym swoje całe życie. Ola przyznawała, że sportem zajmuje się hobbistycznie, ale dzięki temu też poznaje nowych ludzi i może spędzać aktywnie czas z koleżankami. Nie nudzi się. Szymon dodawał, że choć nie wiąże przyszłości z koszykówką, to czuje wewnętrzną potrzebę uprawiania sportu.

– Sprawia mi to po prostu radochę – podkreślał.

Igor szczere mówił, że niczego nie wyklucza.

– Muszę się porządnie zastanowić, czy jestem w stanie poświęcić się dla tego sportu. To poważna decyzja – tłumaczył.

Hania z kolei lubi taniec, to jej pasja, która daje poczucie satysfakcji. Emilia, która trenuje koszykówkę, przyznawała, że namówili ją znajomi. Nikt nie robi tego dlatego, że kazali mu rodzice.

– Robię to po to, żeby nie siedzieć w domu. Lubię się ruszać. A gry zespołowe dają dużo satysfakcji – mówił Maciej.

– Prawda jest taka, że nikogo nie można zmuszać do sportu. Należy jednak zachęcać do aktywnego spędzania czasu. To ważne dla prawidłowego rozwoju i dobrego samopoczucia. Tak właśnie postępuję ze swoją 11 letnią córka – dodaje Michał Jurecki i podkreśla, że jeśli ktoś jest stworzony do sportu, to przyjdzie taki moment, który zaważy na tym, że pójdzie się tą drogą.

– Jak wspomniałem, na początku grałem w piłkę nożną, to był sport, na który stawiała moja szkoła – opowiada, podkreślając przy tym, że potrzebny jest też mentor – wzorzec, który pchnie młodego człowieka na właściwą drogę. To też paliwo do stania się sportowcem.

– W moim przypadku wszystko zaczęło się od brata. On pierwszy zaczął trenować, on pierwszy podpisał kontrakt. Ja byłem wpatrzony w niego i chciałem robić cały czas, to co on. Gdy zacząłem trenować wszystko robiliśmy razem. Razem jeździliśmy na olimpiady – podkreśla. Nawet teraz, kiedy dostaje propozycje, to dzwoni i konsultuje je z bratem.

Czy to zawsze wybór?

Maciej dopytywał jednak, kiedy dla Michała Jureckiego sport stał się drogą życia – kiedy było to już jasne. Dla niego to ważne, bo kończy ósmą klasę, w związku z czym stoi przed ważną decyzją, która może zaważyć na całym życiu: iść do szkoły mistrzostwa sportowego czy do tradycyjnego liceum, technikum lub szkoły zawodowej.

– Ja sport za drogę życiową obrałem stosunkowo późno. Dlatego w moim przypadku nie było już czasu na skończenie szkoły mistrzostwa sportowego. Uczyłem się, grając najpierw w juniorach, a potem przechodząc do seniorów. Potem trafiłem do klubu Chrobry Głogów, gdzie, gdy miałem 19 lat, przyszły sportowe sukcesy – opowiada Jurecki.

Bartka, który też myśli poważnie o koszykówce, a nawet rozważa profesjonalną ścieżkę rozwoju, interesowało z kolei, jak wyglądają treningi. I codzienne życie sportowca takiej miary jak Jurecki. Piłkarz opowiadał, że bywają okresy kiedy gra dwa mecze w tygodniu.

– Wtedy mniej czasu przeznacza się na trenowanie, a bardziej na obmyślanie taktyki, czyli bardziej teoretyczne podejście do sprawy – opowiadał sportowiec. I dodawał, że nawet jeżeli jest w domu to tak, jakby go nie było. – Śpię, wstaję, trening, kolacja, idę spać. Jestem fizycznie ale duchem mnie nie ma. Jestem w pełni skupiony na tym, co robię – przyznaje. Codziennie ćwiczy co najmniej 2 godz. (biegi i siłownia).

– Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ile wysiłku trzeba włożyć, żeby utrzymać poziom, trzeba dbać cały czas o formę. Niektórzy uważają, że my to mamy życie, dużo pieniędzy za bieganie po boisku. Wrzucimy kilka razy piłkę w siatkę i tyle. Ale nie zdają sobie sprawy z jaką energią, ale i wyrzeczeniami się to wiąże – mówił obecnym dzieciakom. I podkreślał, że trzeba zdawać sobie z tego sprawę, decydując się na taką ścieżkę.

– Wyjazdy, treningi to zajmuje wiele czasu. Dlatego zawsze dziękuję żonie za wyrozumiałość. Poznaliśmy się na początku kariery, nie grałem w reprezentacji, byłem cały czas w domu. Teraz są wyjazdy, zgrupowania, żona musiała sama sobie dawać radę, a mamy dwie córki. Więc to też jej sukces, bo mnie wspiera. Daje się wyspać. W dużej mierze przyczyniła się do mojego sukcesu. Bez niej nie byłoby możliwe, żebym był w tym miejscu, w którym jestem. Ale to wymaga cierpliwości i zrozumienia bliskich – mówił ze szczerością.

Bartek i Łukasz, którzy trenują koszykówkę, byli ciekawi, jak udaje się pogodzić naukę ze sportem? Michał Jurecki przyznaje, że nie jest to łatwa sprawa – bo zaczynając drogę sportowca, trudno przewidzieć, dokąd się dojdzie. I rezygnacja z nauki czy studiów jest trudnym wyborem.

– Ja sam chodziłem do technikum i, jak już wspominałem, trenować tak na poważnie zacząłem dość późno, ale faktycznie studiów nie skończyłem – przyznawał w rozmowie z dziećmi. Jednak podkreślał, że wykształcenie jest bardzo ważne. – A przeszkodą mogą być nie tylko wymagające treningi, ale także i sytuacje. Kiedy nagle ktoś zaczyna w wieku 20 lat zarabiać duże pieniądze, to wydaje mu się, że jest królem życia i nic już nie musi. Nie ma nic bardziej mylnego. Kariera może się nagle skończyć, bo spadnie forma albo wydarzy się coś nieprzewidzianego. I wtedy warto mieć coś jeszcze do zaoferowania – podkreślał piłkarz. Z jego doświadczenia wynika, że warto myśleć rozsądnie i podchodzić do wszystkiego z umiarem. Nie warto się zachłystywać nagłą karierą, ale także takie podejście dotyczy diety czy treningów. – Ja sam czasem wypiję coś niezdrowego czy zjem pizzę. Należy po prostu żyć – mówił.

Z jego obserwacji wynika, że coraz więcej jego kolegów stara się godzić sport z wykształceniem. – Teraz jest wiele możliwości nawet zdalnego kończenia studiów – mówił.

Wychowawczyni uczniów ze szkoły nr 334 podkreślała, że jak na razie uczniowie, choć mają na koncie kilka sukcesów sportowych, mogą się pochwalić bardzo wysoką średnią. Ich klasa jest jedną z lepszych w szkole.

Jurecki dodawał, że trzeba pamiętać jeszcze o jednym: w tym zawodzie szybko przechodzi się na emeryturę. W piłce nożnej kariera zaczyna się bowiem w wieku 15–17 lat, a kończy po osiągnięciu 30. roku życia. Podobnie jest w innych dziedzinach. Jego zdaniem to z jednej strony miła perspektywa, ale z drugiej, będąc ciągle młodym, trzeba znaleźć sobie inny sposób na życie.

– Ja już jestem po trzydziestce, ale sobie nie wyobrażam tego momentu. Odejście z zawodowego sportu będzie dla mnie ciężkie. To będzie dzień, w którym rano nie wstanę i nie pójdę na trening. Skończą się też wyjazdy, udział w turniejach – mówi Jurecki. I dodaje, że już obmyśla plan na życie po zakończeniu sportowej kariery. – Chcę zostać w sporcie. Myślę o szkoleniu młodzieży. Dlatego już teraz uczę się w tym kierunku. Kończę kursy, które pozwolą mi zostać trenerem. Kocham sport, daje mi radość życia. Poza tym to dziedzina, na której najlepiej się znam. Dlatego nie wyobrażam sobie pracy w innej branży – podkreślał piłkarz.

Ważne, by się nie poddawać

Bartka, jednego z uczestników debaty, interesuje jednak to, jak ważny jest trener w życiu sportowca. Zdaniem Jureckiego pełni ważną rolę. Dlatego od każdego warto czerpać co najlepsze, od każdego się uczyć. A nie zrażać się, bo jest głośny i krzyczy, czy nic nie mówi – tłumaczy Jurecki, podkreślając, że nie ma ulubionego trenera. Ze wszystkimi współpracowało mu się dobrze, bo każdy coś mu dał.

– Dlatego planując drogę trenera, na każdym, z którym współpracowałem, będę się nieco wzorował. Połączę co najlepsze z nich wszystkich w jedno – dodawał.

Uczestnicy debaty dopytywali jednak, czy w karierze sportowca zdarzają się też momenty zwątpienia.

– Czy są upadki, z powodu których rozważa się rezygnację ze sportu? – pyta Maks.

Jurecki odpowiada, że owszem, tak i to naturalne.

– Rok 2015 był dla mnie najlepszy. Grałem w lidze mistrzów z PGE VIVE Kielce. Czułem się wspaniale, szczególnie że na widoku był udział w olimpiadzie w Rio. Nagle w trzecim meczu doznałem kontuzji kostki. Przez dwa-trzy kolejne mecze miałem nadzieję, że odzyskam sprawność, jednak konieczna okazała się operacja. Wówczas pomyślałem: to koniec. To był moment, w którym miałem zawahanie, czy wrócę do pełnej sprawności, czy warto podjąć walkę, czy może jest to czas, w którym należy się jednak wycofać. Dostałem jednak wsparcie od przyjaciół, rodziny i nie poddałem się. Postawiłem wszystko na jedną szalę i dziś już wiem, że zrobiłem dobrze, bo gram dalej – mówi Jurecki.

Dlatego wszystkim polecał książkę „Potęga podświadomości” Josepha Murphy’ego. Pokazuje ona, że wiara czyni cuda i dlaczego warto mimo wszystkich przeciwności trzymać się wyznaczonej wcześniej drogi.









































































Rys. Ola Peranowska, lat 10 / Media

Uczestnicy debaty zastanawiają się jednak, czy może do trzymania się obranego celu nie zachęcają dobre zarobki w sporcie.

– Są dobre. Na tyle że utrzymujmy się z tego ja i cała moja rodzina. Jednak myli się ten, kto myśli, że po dwóch meczach dorobi się fortuny. Zarobienie pieniędzy wymaga czasu i ciężkiej pracy, w postaci sukcesywnych udziałów w treningach i turniejach. W ślad za tym przychodzą kolejne kontrakty, a to oznacza jeszcze większe pieniądze – zaznaczał Jurecki.

Ale nie tylko pieniądze są motorem napędowym. Wiele są w stanie uczynić kibice. Gdy dobrze zagrzewają i wspierają mogą zachęcić do jeszcze cięższej pracy, a co za tym idzie do sięgania po kolejne zwycięstwa.

– Kibice działają na moją psychikę. Potrafią mnie bardzo pozytywnie zagrzewać do walki. Uwielbiam, gdy głośno krzyczą. To dla mnie jest dopingujące. Dlatego mam dobry kontakt z kibicami, bo wiem, że mnie mobilizują – mówił.

– Nawet wtedy, gdy gwiżdżą? – pytał Maks.

– Nawet wtedy – mówił z naciskiem Jurecki.

Ale prawda jest taka, jak dodaje, że potrafią też zniechęcić. Przyznał, że Polska to kraj głodny sukcesów sportowych. Dlatego kibice się cieszą, gdy zawodnicy wygrywają. Gdy jednak przychodzi zła passa, bardzo mocno krytykują, czym mogą faktycznie zniechęcić zawodnika do dalszej obecności w sporcie.

W efekcie sportowcy żyją pod ciągłą presją, dlatego muszą być bardzo odporni na krytykę i wiedzieć co jest ważne – mówił. Dlatego, jak podsumowywał Jurecki, dobrze jest być zakręconym na punkcie sportu, ponieważ to bardzo pomaga.













Rys. Ewelina Radosz, lat 15 / Media