Pana mama Ewa jest Polką, pan ma na imię Robert, a nie Roberto, więc pewnie z językiem polskim nie ma pan problemów?
Tak, ale szkoda, że teraz mieszkam sam w Cagliari i nie mam czasu zamontować satelity z polską telewizją. Ale nie narzekam. Z polskim radzę sobie naprawdę bardzo dobrze. Mama już długo mieszka we Włoszech, ale nigdy nie zaniedbuje mojej nauki. Ja pytam ją o jakieś nowe słówka w polskim slangu, a ona mnie we włoskim. Mówię i czytam płynnie po polsku, tylko pisać się nie nauczyłem. Razem z mamą doszedłem do wniosku, że nigdy w życiu nie będę w stanie nauczyć się polskiej ortografii (śmiech). Generalnie wystarczy mi kilkudniowy pobyt w Polsce, abym znów zaczął mówić czystą, poprawną polszczyzną.

Reklama

Często odwiedza pan Polskę?
Nie mam zbyt wiele czasu na dokładne zwiedzanie Polski. Latem jestem z reguły na zgrupowaniach i turniejach. Ale już od dziecka mama wzbudzała we mnie ciekawość Polską. Dwa lata temu udało mi się odwiedzić rodzinę w Grodzisku Mazowieckim. Byłem zachwycony. Wcześniej spędziłem kilka dni u kuzyna w Warszawie, a z mamą i jej rodziną byłem też w Gdańsku i w Węgorzewie na Mazurach. Szkoda, że nie dożyła tego moja babcia - Polka.

Co najmilej pana zaskoczyło w Polsce?
Wszystko. Gościnność mojej rodziny, śliczne blondowłose kuzynki, urocze miasta i malownicze wiejskie krajobrazy. Dzięki mamie i jej rodzinie nie czuję się w Polsce obco. Zwłaszcza podczas świąt takich jak te, kiedy jest super jedzenie. Ostatnie święta Bożego Narodzenia spędziłem u wujka w Tychach. Atmosfera była świetna. Wesoło jest też polskich na weselach. Byłem już na trzech i za każdym razem nie mogłem się nadziwić jak piękne są Polki. Nie miałbym nic przeciwko małżeństwu z jedną z nich (śmiech).

To prawda, że podczas meczów nosi pan polską i włoską flagę na ochraniaczach?
Tak! Na prawej nodze mam włoską z napisem Pino - to imię mojego taty. A na lewej, od strony serca, flagę polską z napisem "Ewa". Ochraniacze wykonane są z bardzo wytrzymałych włókien węglowych, więc chronią mnie, tak jak przez całe życie chronili mnie rodzicie. Noszę je na szczęście, wyrażają to, jaki jestem. Czuję się na pół-Polakiem i pół-Włochem. Jestem każdym po trochu.

Reklama

Nie myślał pan kiedyś o grze dla naszego kraju? Zgłaszał się do pana ktoś z PZPN?
Trzy lata temu zadzwonił do mnie Michał Globisz i złożył propozycję przyjazdu na zgrupowanie kadry U-19. Miałem grać z chłopakami o dwa lata ode mnie starszymi. Myślałem o tym kilka dni, to była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. W końcu powiedziałem mu, że wybieram włoskie barwy, w których zadebiutowałem rok wcześniej. Już do końca życia będę miał z tego powodu wątpliwości. Bo przecież tak samo kocham tatę Włocha, jak i mamę Polkę. Urodziłem się i wychowałem we Włoszech, mam włoski paszport, ale jestem bardzo związany z Polską.

Co pan myśli o polskiej reprezentacji i jej szansach na Euro?
Polska ma bardzo dobrą drużynę, w której najbardzej podoba mi się Smolarek. To nie tylko moja opinia, bo doceniają go też koledzy z Cagliari i młodzieżówki. Gdy tylko mogę, to oglądam mecze biało-czerwonych. Razem z mamą kibicujemy im przed telewizorem. Liczę, że świetnie się spiszą na Euro. Byłbym z tego bardzo dumny. Kto wie, może w finale Włochy zagrają właśnie z Polską?

Dzieciństwo spędził pan w małym Alpignano. Jak się trafia z 17-tysięcznego miasteczka do wielkiego Interu Mediolan?
Mój tata doskonale wiedział jak trzeba mną pokierować, abym w przyszłości został dobrym piłkarzem. Gdy miałem pięć lat, zapisał mnie do miejscowej drużyny Alpianese i mimo, że spędziłem tam tylko rok, to nauczyłem się dokładnie podstaw futbolu. Byłem piłkarskim wariatem. Nawet arbuz był dla mnie piłką, tyle że zieloną. Po roku zgłosiło się po mnie Torino. Tam grałem w kilku kategoriach wiekowych i prawie na wszystkich pozycjach. Moje występy w juniorach Toro przykuły uwagę skautów m.in. Milanu, Palermo, Sampdorii i Interu, a że jestem fanem tego ostatniego klubu, to oferty nerazzurrich nie mogłem odrzycić. Miałem dziesięć dni na odpowiedź. Po konsultacjach z mamą i tatą podpisałem kontrakt. Interowi połowę sumy zapłaciło Treviso i moja karta stała się własnością obu klubów.

Reklama

Podobno chciała pana połowa klubów nie tylko z włoskiej, ale i angielskiej ligi?
To prawda. Mimo że miałem tylko siedemnaście lat to kilka silnych drużyn z Premiership oferowało mi kontrakt. Ostatecznie wybrałem Inter. Odmówiłem między innymi Manchesterowi United i Arsenalowi. Nie mogłem nie zaakceptować oferty Interu. Nie byłem jeszcze gotów na grę w zagranicznym klubie.

Minęły jednak dwa lata, a pan wciąż nie gra w drużynie Roberto Manciniego.
Szkoda, bo nie tylko nigdy nie miałem okazji trenować z Interem, ale nawet nie założyłem czarno-niebieskiej koszulki. Polityka klubu jest taka, żeby młodych piłkarzy wypożyczać. Jednak nie żałuję. W Treviso nie tylko poczułem smak pierwszoligowej piłki, ale przede wszystkim nauczyłem się samodzielności. Mimo, że spadliśmy do drugiej ligi, to udało mi się w wieku 18 lat zadebiutować w Serie A i rozegrać w niej osiem spotkań. W drugiej lidze poszło mi jeszcze lepiej. Graliśmy przeciwko Juventusowi, Napoli czy Genoi, a mimo to nie spadliśmy niżej. Strzeliłem 8 goli. Teraz wróciłem do Serie A w barwach Cagliari. Mam świadomość, że najlepszy klub włoskiej ligi tylko czeka, abym nabrał doświadczenia i okrzepł fizycznie. Prędzej czy później trafię do swego wymarzonego Interu. Muszę tylko ciężko pracować.

Nad czym najbardziej?
Posturą przypominam Filippo Inzaghiego. Mam 184 centymetry wzrostu, ale ważę niecałe 70 kg. Niestety nie jestem tak dobrze zbudowany jak Luca Toni czy Zlatan Ibrahimović. Muszę albo przytyć i poprawić grę głową, albo grać w stylu Roberto Baggio, który zdobywał bramki dzięki wrodzonej technice.

Niektórzy twierdzą, że może pan pójść w ślady Baggio. Strzelił pan pięć goli w siedmiu meczach młodzieżowej reprezentacji. Robi to na panu wrażenie?
We Włoszech piłka nożna jest najpopularniejszym sportem. Wszyscy chcą być tutaj sławnymi piłkarzami. Nie wyobrażacie sobie jak trudno jest się dostać nawet do kadry U-21. Ale spokojnie. Ja dopiero zaczynam. Do Baggio jeszcze daleko.

Myśli pan o powołaniu na Euro 2008 i ewentualnym meczu z Polską?
Na razie jestem skoncentrowany wyłącznie na tym, aby osiągnąć sukces z kadrą młodzieżową. Czekają nas bardzo ważne imprezy - Igrzyska Olimpijskie w Pekinie, a potem młodzieżowe mistrzostwa Europy w Szwecji w 2009 roku. Będziemy mieli dużo pracy, ale z takim trenerem jak Pierluigi Casiraghi wszystko przychodzi dwa razy łatwiej. Mam z nim świetny kontakt, rozumiemy się bez słów. Jest bardzo młodym szkoleniowcem, pełnym werwy, a poza tym grał kiedyś jako napastnik, więc snajperów traktuje szczególnie. Jeszcze gdyby znał kilka polskich słów, byłoby idealnie.